niedziela, 28 września 2014

Martha Gellhorn - "Podróże z nim i samotnie. Pięć piekieł na ziemi"



„Podróże z nim i samotnie. Pięć piekieł na ziemi”



Kim jest Martha Gellhorn? Niektórym z Was zapewne już coś świta w głowach, inni może dokładnie wiedzą, kim jest ta kobieta i z czego słynie. Zacznijmy zatem od początku.
Martha Gellhorn to amerykańska dziennikarka, reporterka i korespondentka wojenna. Urodziła się 8 listopada 1908 r. w St. Louis. Uczęszczała do Bryn Mawr College, ale rzuciła szkołę w 1927 r. i rozpoczęła karierę dziennikarską. Jej pierwsze artykuły pojawiały się w The New Republic, ale Gellhorn od początku planowała zostać korespondentem zagranicznym i w tym celu wyjechała do paryskiego biura United Press. Zmarła 15 lutego 1998 roku w Londynie.
Mówią, że świat zapamiętał Marthę Gellhorn z dwóch powodów. Po pierwsze - była wybitnym korespondentem wojennym relacjonującym ważne konflikty, począwszy od wojny domowej w Hiszpanii, przez wojnę w Wietnamie, po amerykańską inwazję w Panamie. Tego typu praca wykonywana przez kobietę stanowiła fakt bez precedensu. Drugi powód doprowadzał ją do szału, bo nie miała zamiaru być przypisem do życia kogokolwiek. Mianowicie popularność dzięki małżeństwu z Ernestem Hemingwayem. Niektóre wyprawy odbywała w jego towarzystwie.
Była kobietą o wielkim temperamencie. Takie też są jej wspomnienia z podróży, które obfitują w przygody pełne grozy i niebezpieczeństw. Autorka wbrew rozsądkowi przedziera się starym autem przez targane wojną Chiny, aby spotkać się z Czang Kaj-szekiem. Dryfuje po wodach Morza Karaibskiego w poszukiwaniu U-Bootów. Dociera też do rosyjskich dysydentów w Związku Sowieckim. Na te "piekła na ziemi" reaguje oburzeniem, poruszeniem, ale i ironicznym humorem.
Jako pierwsze odwiedzamy wraz z autorką Chiny. Na początku 1941 roku uczestniczyły w konflikcie chińsko-japońskim. Autorka relacjonowała w tym wydarzeniu działania chińskiej armii i obrony przeciwko mającemu nastąpić japońskiemu atakowi na wybrzeże Morza Południowochińskiego. Następnie, w roku 1942 wyruszamy w podróż do rejonu Morza Karaibskiego gdzie niemieckie łodzie podwodne zatapiały okręty wzdłuż wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, w Zatoce Meksykańskiej, na Karaibach i dalej na południe aż do Brazylii.
W kolejną podróż udajemy się do Afryki. Co ciekawe, przemierzamy ją wzdłuż jej równika; od zachodniego aż do wschodniego wybrzeża. W 1971 roku odwiedzamy Izrael, gdzie autorka udaje się na odpoczynek, a w 1972 roku udajemy się do Rosji.
Książki podróżnicze mają to do siebie, że pełno jest w nich wspaniałych zdjęć i barwnych opisów. Martha Gellhorn przełamała tę rutynę. W książce jej autorstwa nie znajdziemy ani zdjęć, ani kolorowych opisów. Kobieta przytacza nam rzeczywiste i nieraz zimne fakty. Skupia się bardziej na wojnach i życiu codziennym ludzi. Wspomina także o ciężkich warunkach i niespodziewanych sytuacjach, które niejeden raz towarzyszyły jej podczas wypraw. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, ze autorka jest w swoim utworze jak najbardziej szczera… i odważa. Podróżowanie podczas wojny lub krótko po jej zakończeniu wiąże się z ryzykiem i niebezpieczeństwem. Czasem Martha Gellhorn odbywała wyprawy z kimś, ale częściej były one samotne.
„Podróże z nim i samotnie. Pięć piekieł na ziemi” to książka, która jak najbardziej przypadła mi do gustu. Nie była wyidealizowana, a autorka wypowiadała się szczerze na temat każdej wyprawy. Polecić mogę ją każdemu, kto interesuje się podróżami oraz aspektami politycznymi. Można się z niej dużo dowiedzieć na temat wielu sytuacji, które panowały podczas XX wieku.

7/10


#93
autor: Martha Gellhorn
tytuł: „Podróże z nim i samotnie. Pięć piekieł na ziemi”
gatunek: podróżnicze/biografia
wydawnictwo: Zysk i S-ka Wydawnictwo
data premiery: 25 listopada 2013r.
ilość stron: 397

   Dziękuję portalowi Sztukater.pl za umożliwienie mi poznania relacji z podróży Marthy Gellhorn



poniedziałek, 22 września 2014

Ka Hancock - "Tańcząc na rozbitym szkle"



„Tańcząc na rozbitym szkle”


„Twój uśmiech jest moją tęczą, twój śmiech jest moim domem, twój dotyk jest moim domem...”

Nie wszystko w życiu się układa. Niekiedy pojawiają się komplikacje, na które nie mamy wpływu. Można by powiedzieć siła wyższa. Czasem dotyczą problemów finansowych, materialnych, zdrowotnych. Nie wszyscy potrafią sobie z nimi poradzić, ale są i tacy, którzy nauczyli się z nimi żyć. Nawet wtedy, kiedy wiedzą że są skazani, a ich życie to taniec na rozbitym szkle.
Lucy Houston i Mickey Chandler pewnie wcale nie powinni się w sobie zakochiwać, a tym bardziej myśleć o małżeństwie. Oboje są obciążeni genetycznie – on cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, kobiety w jej rodzinie jedna po drugiej zapadają na raka piersi. Kiedy jednak w dniu dwudziestych pierwszych urodzin Lucy drogi jej i Mickeya przecinają się, oboje wiedzą, że to spotkanie odmieni ich życie.
Pełni obaw i wątpliwości, Lucy i Mickey są gotowi zrobić wszystko, by ich związek przetrwał – spisują nawet jego reguły. On zobowiązuje się regularnie przyjmować leki. Ona nie będzie obwiniać Mickeya o to, co nie podlega jego kontroli. Oboje przyrzekają sobie wierność i cierpliwość. Jak w każdym małżeństwie, zdarzają im się lepsze i gorsze – a czasami koszmarnie złe – dni. Załamani kolejnym nawrotem choroby, podejmują dramatyczną decyzję: nigdy nie będą mieć dzieci. Kiedy jednak Lucy podczas rutynowej kontroli dowiaduje się, że jest w ciąży, reguły przestają się liczyć, a Lucy i Mickey muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Pisząc debiutancką powieść, Ka Hancock inspirowała się historiami swoich pacjentów. Z zawodu jest pielęgniarką i dyplomowanym psychologiem. Ma czwórkę wspaniałych dzieci i stale powiększającą się gromadkę wnucząt. Mieszka w Utah.

„Jednym sposobem na uporanie się z żałobą jest przejście przez nią. Musisz wstawać codziennie rano i czekać, aż będziesz mógł położyć się wieczorem, a potem znowu wstawać rano i robić to wszystko jeszcze raz. Aż pewnego dnia zaczynasz czuć grunt pod stopami. W końcu moje spadanie się skończyło. Smutek przestał mnie pustoszyć...”

Na wstępie powiem, że jest to książka, w której nie brakuje problemów i ciągłych komplikacji. Zawsze jest jakieś „ale” i obawy o przyszłość. Życia obojga bohaterów to tak naprawdę walka o przetrwanie. Lucy już raz wyszła z nowotworu, ale wie, że jego nawrót byłby nie do pokonania. Jej ciągłym zmartwieniem jest Mickey. Kocha męża i chce dla niego jak najlepiej. Jest przy nim w każdym stanie choroby, nieważne czy jest to zaawansowane stadium psychozy, czy zwykła depresja.
W pierwszej części książki poznajemy codzienne życie Lucy i Mickeya oraz przeszłość o rodziców kobiety. Już od razu w oczy rzucają się sąsiedzi, a raczej ich stosunek do pary. Uwidacznia się to, że są bardzo lubiani przez większość ludzi. Lucy opowiada nam o swojej pracy, zajęciu męża oraz o swoich siostrach. Są one nieodzowną częścią jej życia. Tylko razem tworzą jedność. Wszystkie trzy – Lucy, Lily i Priscilla.
Kiedy dowiadujemy się o drugiej części utworu? Żeby nie powiedzieć o parę słów za dużo, zdradzę że po tym, kiedy u kobiety zajdą pewne zmiany. Sami zauważycie. Uwaga będzie skupiona tylko na niej.
Bohaterów pojawiło się całkiem sporo. Oprócz dwójki głównych bohaterów, pod lupę wzięte były dwie siostry Lucy i parę starych znajomych. Daję słowo, że czytelnik dogłębnie ich wszystkich poznaje. Czy pojawił się ktoś, kto zdobył moje serce? Nie jestem tego pewna, ale wiem jedno: jestem pełna podziwu dla niezwykłego heroizmu Lucy. Pomimo wyroku, który na nią zapadł, nie przestała cieszyć się życiem i nikomu złemu nie oddała swojego najcenniejszego skarbu. Podobało mi się, w jaki sposób mówiła o śmierci. Ona się jej nie bała, wiedziała, że każdego to w końcu dotknie.
Jedyna, co mi przeszkadzało, to niekiedy przesłodzone wypowiedzi. Denerwowało mnie słowo „kochanie”, które zostało użyte co najmniej dwadzieścia razy w jednym rozdziale. Uważam, że autorka mogła chociaż użyć synonimu, zamiast ciągle powtarzającego się wyrazu.
„Tańcząc na rozbitym szkle” podzielona jest na rozdziały. Są ciekawie zapisane. To jakby dwutorowa narracja. Zawsze na początku pochyłą kursywą jest tekst, który pisał Mic. To, co zostało przedstawione zwykłą czcionką należy do Lucy.
Niektórzy mogą być przerażeni książką, kiedy tylko zobaczą jak jest obszerna. No cóż, rzeczywiście, parę kartek w niej jest. Autorka zaopatrzyła ją w dużą ilość pięknych opisów i wspaniałych dialogów. Zawiera przemyślenia dwójki bohaterów. Co ciekawe, bardzo często tę samą sprawę postrzegają zupełnie inaczej.
„Tańcząc na rozbitym szkle” to książka, którą mogę polecić każdej kobiecie. Problemy, które są w niej zawarte niekiedy mogą spotkać niejedną z nas. Wyjścia z sytuacji, które wybierali bohaterowie mogą być dla nas wskazówkami. Dodatkowo, jest cudownie napisana. Parę momentów jest godnych naszych łez. Również ja ich parę uroniłam. Co prawda, nie da się jej połknąć w dwa wieczory, ale warto po nią sięgnąć.

„Lucy, każde małżeństwo to taniec, czasem kłopotliwy, czasem dający wiele radości, a przez większość czasu po prostu spokojny. Z Mickeyem zaś czasami będziesz musiała tańczyć na rozbitym szkle.”

9/10


#92
autor: Ka Hancock
tytuł: „Tańcząc na rozbitym szkle”
gatunek: literatura kobieca
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data premiery: 7 lutego 2013r.
ilość stron: 605

wtorek, 16 września 2014

Zbigniew Kaliszuk - "Laboratorium miłości tom 1: przed ślubem"



„Laboratorium miłości
tom 1:
przed ślubem”


Co oznaczają niektóre gesty ze strony dziewczyn, chłopców. Jak wykonać pierwszy krok? A może… jakimi wartościami warto kierować się podczas wybierania potencjalnych kandydatów?
Czym jest miłość? Co robić, by ją odnaleźć? Jak rozwijać relację, aby stworzyć szczęśliwy związek na całe życie? Na co można sobie pozwolić w sferze seksualnej? Jak zrozumieć „drugą połówkę”? Jak zadbać o to, by po latach nasza miłość nie osłabła? – między innymi na takie pytania próbują odpowiedzieć goście spotkań organizowanych przez ASK Soli Deo – małżeństwa, psychologowie, księża, doradcy rodzinni, a także gwiazdy z pierwszych stron gazet.
„Laboratorium miłości” to nic innego jak poradnik. Już widzę zawiedzione miny i mieszane uczucia co do tego gatunku literatury. Poradniki nie są lubiane. Dlaczego? Bo najczęściej są nudne i wyidealizowane , pisane ciężkim do zrozumienia językiem oraz ciągnące się w nieskończoność. Tym razem pojawiła się książka, która jest przeciwieństwem wszystkich tych aspektów.
„Przed ślubem” to tom pierwszy tejże serii. Jak sama nazwa mówi, opowiada o życiu przed ślubem. Odpowiada czytelnikowi na wiele ważnych pytań i podpowiada jak zachować się w niektórych sytuacjach. Książka podzielona jest na 10 części. Każda z nich dotyczy zupełnie innych tematów. Wszystkie mają swoje podrozdziały, dzięki czemu wiele aspektów jest omówionych. Pierwsza część „Laboratorium miłości” nie jest pisana ciągiem, przez jedną osobę. Ma wiele form zapisu. Pojawiają się teksty pisane prozą, ale także wywiady, które uważam za najciekawsze. Czytelnik będzie miał okazję dowiedzieć się między innymi od Radosława Pazury co sądzi o miłości. Zaproszeni goście opowiedzą o swoich doświadczeniach, uczuciach jakie nimi kierowały podczas zakochania, pierwszych spotkań czy nawet ślubu. Wiele do powiedzenia mają tutaj księża. Nie zawsze jestem ich zwolenniczką, ale tutaj pojawiło się dwóch bardzo inteligentnych i przede wszystkim: nie konserwatywnych.
Wydaje mi się, że w tym poradniku nie ma czegoś takiego jak poważny język. Wszystko zostało lekko zapisane, wiele razy z poczuciem humoru. Sytuacje, które były przytaczane, nie były wyidealizowane. Uważam wręcz, że mogłyby się pojawić w życiu każdego z nas. „Laboratorium miłości” polecam wszystkim młodym ludziom oraz tym, którzy z niecierpliwością szukają swojej „drugiej połowy”. To naprawdę bardzo interesujący i prawdziwy poradnik! Podczas czytania nie nudziłam się ani przez chwilę. Było wręcz przeciwnie: książkę pochłonęłam w ciągu trzech dni. Nie zrażajcie się PORADNIKIEM, po prostu czytajcie!
9/10


#91
autor: Zbigniew Kaliszuk
tytuł: „Laboratorium miłości tom 1: przed ślubem”
seria: „Laboratorium miłości”
gatunek: poradnik
wydawnictwo: Fronda
data premiery: 16 grudnia 2013r.
ilość stron: 275