czwartek, 17 lipca 2014

Cassandra Clare - "Mechaniczna Księżniczka"



„Mechaniczna Księżniczka”



DIABELSKIE MASZYNY NIE ZNAJĄ LITOŚCI.
DIABELSKIE MASZYNY NIE ZNAJĄ ŻALU.
DIABELSKIE MASZYNY SĄ NIEZLICZONE.
DIABELSKIE MASZYNY NIGDY
NIE PRZESTANĄ PRZYBYWAĆ.

Mortmain stworzył idealny plan. Pragnie pomścić swoją rodzinę. Co chce zrobić? „Tylko” zniszczyć wszystkich Nocnych Łowców. Do tego potrzebna jest mu tylko jedna osoba. Uważa, że to właśnie on stworzył ją. Stworzył, by w końcu wykonać wyrok. Tessa Gray jest (jak zwykle) w niebezpieczeństwie. Lecz tym razem ciąży na niej niejedna presja. Pomimo, że wraz z Jemem są w sobie zakochani i zaręczeni, to jednak jej uczucia do Willa jeszcze nie do końca wygasły. Dziewczyna nie potrafi przejść obok niego obojętnie. Kiedy zostaje porwana przez automaty, chłopcy robią wszystko, by ją uratować. Gdyby tego było mało, lekarstwo, które do tej pory utrzymywało Jema przy życiu niewytłumaczalnie znika z całego Londynu. Charlotte Branwell próbuje przechytrzyć samego Mistrza, lecz także i jej się nie wiedzie.
Czy Nocni Łowcy poradzą sobie z ciężką sytuacją?
Czy Tessa zostanie uratowana?
Czy Jem przeżyje?
Co będzie z Willem…?

„Jedne sekrety lepiej jest wyjawić, inne lepiej dźwigać samemu, żeby nikomu nie sprawiać bólu.”

Tak dużo pytań, a na początku tak mało odpowiedzi. „Mechaniczna Księżniczka” to niestety już ostatnia część trylogii „Diabelskich Maszyn”. Już sama nie wiem, dlaczego podczas czytania wylałam tak wiele łez. Czy powodem tego był koniec serii, czy może tak wiele strasznych, mrocznych i wzruszających wydarzeń na raz? Myślę, że oba czynniki miały na to wpływ. Cassandra Clare jak zwykle napisała wspaniałą książkę. Uwielbiam jej serie, po prostu ubóstwiam! Autorka trzyma w napięciu, sprawia że czytelnik chce więcej, więcej i coraz więcej! Tej kobiecie nigdy nie kończą się wspaniałe pomysły.
Pojawił się jeden minus, dlatego juz na początku o nim wspomnę, by mieć to już za sobą. Tak -  za sobą, bo nie cierpię chociaż w tak niewielkim stopniu krytykować wspaniałe książki. Wszędzie rozniosła się wieść, że zakończenie w Mechanicznej Księżniczce „niszczy” psychikę i jej po prostu cudowne, wzruszające i okropne jednocześnie. Nawet nie wiecie jak nie mogłam się doczekać tegoż zakończenia! Kiedy skończyłam czytać ostatni rozdział i nie pojawiło się nic, co mogłoby wywrócić mój świat do góry nogami, wzięłam się za epilog. Lecz kiedy tę część także miałam za sobą i znowu nie pojawiło się coś niespodziewanego już pomyślałam, że dostałam jakiś niedokończony egzemplarz książki. Niestety, tak się nie stało. Oczywiście ostateczne zakończenie jest dobre i nie spodziewałam się takiego, ale… trochę się zezłościłam na Tessę, a także na samą panią Clare. No cóż, myślę, że w ostatniej części „Darów Anioła” wszystko się wyjaśni.
Ciekawie zostało rozegrane parę wątków. Między innymi wątek miłosny między Willem i Tessą oraz Jemem i Tessą. Całym sercem kibicowałam Willowi, ale cóż zrobić, jeśli dziewczyna jest już z kimś zaręczona. Nic więcej nie powiem, wszystkiego dowiecie się czytając „Mechaniczną Księżniczkę”. Także ogromną wyobraźnią autorka wykazała się w sprawie Jema. Lekarstwo, które utrzymywało go przy życiu po prostu zniknęło, a chłopak coraz szybciej tracił siły i… umierał. Jednakże można było temu zapobiec.
Bohaterowie nie przeszli jakichś niesłychanych zmian. Nadal pozostali tacy, jakich zapamiętałam ich w drugiej części Diabelskich Maszyn. Dodam, że była mowa o kilku ślubach. Ostatecznie bardzo polubiłam Gabriela i Gideona. Miłość w tym utworze miała ogromne znaczenie. Czytając wypowiedzi między bohaterami myślałam „Boże, jak ja chciałabym coś takiego w przyszłości usłyszeć…”. Przyjaźń była prawdziwa. W tej książce po prostu wszystko wydawało się realne. Nie mogę znaleźć słów pochwały dla autorki za stworzenie czegoś tak wspaniałego… Nie obyło się bez zabawnych momentów i to nie tylko z inicjatywy Willa. Pojawiły się także te mroczne, straszne i zapierające dech w piersiach. W niektórych sytuacjach płakałam. Szczerze płakałam. Ale nie mogłam się powstrzymać, by dalej nie czytać.
Autorka w cudowny sposób opisała ostateczne starcie Nocnych Łowców z Mortmainem. Była to jedna z chwil kiedy nie wiedziałam co stanie się dalej!

„-Uważasz, że nie potrafię walczyć bo jestem dziewczyną - rzuciła Tessa mierząc go wzrokiem.
       -Uważam, że nie możesz walczyć, bo jesteś w sukni ślubnej - odparł Jem - I cokolwiek to dla Ciebie znaczy, nie sądzę, żeby Will też potrafił walczyć w takim stroju.
       -Może i nie - przyznał Will - Ale byłbym olśniewającą panną młodą.”

„Mechaniczna Księżniczka” to cudowne zakończenie serii „Diabelskich Maszyn”. Polecam ją każdemu czytelnikowi, który ma za sobą „Mechanicznego Księcia”. Książka potrafi wywołać wszystkie emocje, jakie tylko człowiek posiada. Począwszy od uśmiechu na twarzy poprzez niepewność, strach, smutek i płacz. Myślę, że zakończenie zdziwi i zaskoczy większość z Was. Polecam, szczerze polecam!

10/10


#80
autor: Cassandra Clare
tytuł: „Mechaniczna Księżniczka”
seria: „Diabelskie Maszyny”
gatunek: paranormalny romans
wydawnictwo: MAG
data premiery: 7 lutego 2014r.
ilość stron: 544

poniedziałek, 14 lipca 2014

Marcin Jacobson, M.A. Karewicz - "Big Beat"



„Big Beat”


„Big beat” to książka poświęcona Markowi Karewiczowi oraz jego karierze. Jest to także swojego rodzaju zbiór wspomnień. W tym ilustrowanym albumie dowiemy się nie tylko o samym Karewiczu, ale także o artystach powojennej sceny muzycznej. Z nieco innej strony poznamy takie osoby jak Czesław Niemen, Marek Grechuta, Tadeusz Nalepa, Stan Borys, Karol Wojtyła i wielu innych.
Kim jest Marek Karewicz? To polski artysta fotografik specjalizujący się w zdjęciach muzyków jazzowych i rockowych. Również dziennikarz muzyczny, autor radiowy i telewizyjny, prezenter muzyki jazzowej, animator jazzu. Wspaniały gawędziarz, jedna z najbarwniejszych i najbardziej rozpoznawalnych osobowości naszej powojennej sceny muzycznej. W swojej książce Karewicz dzieli się z czytelnikami obserwacjami i komentarzami często kontrowersyjnymi.

Marcin Jacobson, „niezłomny rycerz polskiego rocka”, dyplomowany szeregowiec Ludowego Wojska Polskiego, niedoszły ekonomista i artysta plastyk. Jeden z pierwszy polskich dj’ów, publicysta, impresario, producent i akustyk Teatru STU. Współtwórca ruchu Muzyka Młodej Generacji, festiwalu w Jarocinie i Bielskiej Ligi Koszykówki, manager kilkunastu artystów m.in. Sławka Jaskułke, Martyny Jakubowicz oraz String Connection, Psio Crew, Dżem, Krzak, TSA, Porter Band.

Czym w takim razie jest tytułowy Big Beat? Gatunek elektronicznej muzyki tanecznej powstały w połowie lat 90. XX w.
Kiedy tylko otworzyłam książkę, rzucił mi się w oczy ogrom różnego rodzaju zdjęć. Przedstawiały samego Marka Karewicza, a nawet jego rodzinę i znajomych. Na wstępie autor opowiada nam o sobie. Dzieciństwo, młodość, początki kariery. Wspominał o tym, jak mieszkał z babcią w Warszawie. Jak się okazuje, nie były mu obce represje ze strony wrogich państw. Trzeba wiedzieć, że Marek Karewicz urodził się w 1938 roku w Warszawie. Dokładnie opisywał swoją matkę oraz ojca. W miarę, gdy czytałam dalej, pojawiały się osoby, które nie były mi obce. Byli to między innymi Stanisław Guzek (znany później jako Stan Borys), Kasia Sobczyk, Marek Grechuta, Czesław Niemen, Seweryn Krajewski czy grupa Czerwone Gitary.
W albumie umieszczone są okładki płyt. Nie byle jakie okładki! Wszystkie te, które stworzył autor książki. Do każdej dołączona była informacja dotycząca zespołu lub wykonawcy dla którego była stworzona oraz data jej powstania. Każda z tych okładek ma w sobie coś niesamowitego. Nie można znaleźć chociażby dwóch podobnych do siebie, wszystkie czymś różnią się od siebie.
Dzięki książce możemy poznać nie tylko te znane w całej Polsce gwiazdy polskiej sceny muzycznej, ale także tych nieco mniej rozpoznawanych. Autorzy w swoim utworze przybliżają czytelnikowi informacje o tym, jak funkcjonowała polska estrada w latach 60.i 70, a także opisują  kulisy funkcjonowania wielu zespołów ubiegłego wieku. Karewicz dzieli się niekiedy ostrymi komentarzami i ciętymi uwagami. Nie brakuje także humoru. Książka napisana jest prostym językiem, przez co czyta się przyjemnie i szybko. Piękne zdjęcia na każdej okładce tworzą niesamowitą atmosferę.
Zaciekawiła mnie historia wybrania takiego, a nie innego tytułu. Big Beat, jak wcześniej wspomniałam był gatunkiem elektronicznej muzyki tanecznej. Co istotne, Karewicz nie lubił tego nurtu. Świadczą o tym słowa:

„Sęk w tym, że on – do czego sam się zresztą przyznaje – big-beatu nie lubił. W efekcie, biorąc aparat do ręki, podchodził do tych artystów trochę inaczej niż do swych ukochanych jazzmanów – inaczej na nich patrzył, co widać na zdjęciach.”

Książkę polecam nie tylko fanom Karewicza czy Jacobsona. Doskonale nada się także dla tych, którym nie obce są klimaty lat ’70 – ’90. Z książki można dowiedzieć się naprawdę wielu ciekawych informacji dotyczących gwiazd polskiej sceny muzycznej czy znanych zespołów. Czytelnikowi będzie dane poznać także inne ciekawe postaci i zespoły. Utwór czyta się szybko i płynnie, a wisienką na torcie są wspaniałe fotografie Marka Karewicza umieszczone na każdej stronie.

10/10

 Za możliwość poznania historii Marka Karewicza dziękuję portalowi Sztukater.pl



#79
autor: Marcin Jacobson, M.A. Karewicz
tytuł: „Big Beat”
gatunek: biografia
wydawnictwo: SQN
ilość stron: 192
data premiery: 2 kwietnia 2014r.

piątek, 11 lipca 2014

Abbi Glines - "Zacznijmy od nowa"



„Zacznijmy od nowa”


„Kiedy znajdziesz swój powód do życia, trzymaj się go. Nigdy nie pozwól mu odejść. Nawet jeśli to oznacza palenie innych mostów po drodze.”

„Zacznijmy od nowa” to kontynuacja „O krok za daleko” i „Spróbujmy jeszcze raz”. W dalszym ciągu opowiada o życiu Rusha i Blaire oraz ich przyjaciół. Tym razem sprawy powinny być rozwiązane do końca, przecież to już ostatni tom.
Po tym, jak dowiedział się, że dziewczyna jest w ciąży, Rush obiecał Blaire, że już na zawsze będą razem i nic nie stanie im na przeszkodzie do wspólnego szczęścia. Ale obietnicę można złamać. Szczególnie jeśli nie wie się, czy murem stać za ukochaną młodszą siostrą, której w życiu nie wszystko sie powiodło, czy też wybrać swoją ukochaną i przyszłego potomka.
Jej miłość do Rusha i pragnienie posiadania rodziny utrzymuje ją w przekonaniu, że ten układ może zadziałać. Jednakże tylko do pewnego czasu. Blaire musi podjąć decyzję dla dobra dziecka, nawet jeśli to złamie jej serce.
Czy uda się im zacząć wszystko od nowa?
Przyznam, że przeczytałam te książkę chyba przez przypadek. Po prostu nie miałam niczego innego pod ręką. I nie spodziewałam się zbyt wiele, przypominając sobie moje wrażenia po poprzednich częściach. Ta książka to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. Już w swoich pierwszych słowach (dedykacja) autorka niezmiernie mnie rozśmieszyła. Pisze w niej, że dziękuje, iż czytelnicy błagali, żeby napisała trzecią część opowiadającą o losach Rusha i Blair… Jednym z tych czytelników na pewno nie byłam ja.
„Zacznijmy od nowa” to idealny romans. Niby pewne sprawy się komplikują, ale jednak zawsze wszystko musi się dobrze skończyć. Niektóre problemy były wręcz idiotyczne. Uważam, że taka historia nigdy nie miałaby miejsca w realnym świecie. Chłopak, który na każdy wieczór miał inną dziewczynę w łóżku nagle zakochuje się w „tej jedynej”, dodatkowo, poznaną przez przypadek. W tym utworze rządzi przypadek, nic więcej.
Nie obyło się oczywiście bez pokazania pazurków. Nan jak zwykle stwarzała nadludzkie problemy, targała się na własne życie. Blaire poznawała kolejne tajemnice z życie rodziców. Gdyby tę serię zekranizowano, to powstałaby opera mydlana rodem z „Mody na sukces”.
Ogromnym minusem w książce był język. Wszędzie przekleństwa lub wulgarne słowa. Owszem, gdyby pojawiały się raz na jakiś czas, nie miałabym nic przeciwko. Ale cały czas? Autorka mocno przesadziła pod tym względem. Pojawiało się także dużo scen erotycznych. Bohaterowie rozwiązywali swoje problemy seksem. Według nich jest dobry na wszystko. Jeśli chodzi o zakończenie, to wszystko się oczywiście dobrze skończyło. Większość z postaci znalazła swoją drugą połowę, a Blaire i Rush zostali rodzicami.
Sama od siebie nie polecam tej książki. Ale jeśli ktoś już doszedł tak daleko, że ma za sobą drugą część, to może sięgnąć także po tę. „Zacznijmy od nowa” jest utworem nie wymagającym myślenia. To taki swojego rodzaju "odmóżdżacz". Podczas czytania miałam ochotę walić głową w ścianę, a gdybym mogła, to podarłabym tę książkę na strzępy. 

4/10


#78
autor: Abbi Glines
tytuł: „Zacznijmy od nowa”
seria: „O krok za daleko tom 3”
gatunek: romans
wydawnictwo: Pascal
data premiery: 16 kwietnia 2014r.
ilość stron: 320