niedziela, 12 czerwca 2016

Wielki Powrót

"Najwyższa jakość"




Kilkanaście miesięcy temu pożegnałam się ze swoimi czytelnikami, ale zaznaczyłam, że tylko na jakiś czas. Obiecałam, że wrócę. Co mnie do tego skłoniło? Jak niektórzy wiedzą, nie jestem fanką „modnych pozycji”, ale od pewnego czasu słyszałam o wspaniałej powieści, mówią, że jest „najlepszej jakości”… postanowiłam się skusić i przedstawić Wam swoją opinię w tej właśnie recenzji.

Co mam na myśli?

„Najwyższa jakość” to najnowsza powieść autorstwa Cacao DecoMorreno, wydana przez wydawnictwo Extra Ciemne. Pozycja po prostu powala na kolana. Gdybym chciała opisać wszystkie jej zalety, to ma recenzja ciągła by się w gęstą i ciemną nieskończoność. Fabuła jest mroczna i ciemna niczym kakao. Zapewniam Was, że nie czeka tutaj ani jedno gorzkie rozczarowanie! Historia bardzo interesująca, częste zwroty akcji – zabawa niczym w rosyjskiej ruletce. Pan DecoMoreno dodając różnorodne składniki stworzył smaczne zakończenie. Bardzo polecam!
Aż ślinka mi cieknie na samą myśl, że już wkrótce zastaną wydane kolejne części trylogii! „Największa Przyjemność” i „Najlepszy Smak” już przed nami!


10/10


Pozdrawiam serdecznie,
Anath
Ewa Barglik, autorka wszechstronnie-zaczytanej

piątek, 26 grudnia 2014

See you again

Witaj!
Być może już zauwazyłaś/eś, że od jakiegoś czasu nie dodaję recenzji ani żadnych innych postów. Wynika to z braku czasu, nadmiaru nauki i obowiązków, a czasem po prostu z braku chęci. Nie chcę się z Tobą żegnać, więc nie pozostaje mi nic innego do zrobienia, jak zawieszenie działalności bloga na czas nieokreślony. Być może zobaczymy się już za parę miesięcy. : )



Pozdrawiam, 
Anath

poniedziałek, 15 grudnia 2014

K.A. Tucker - "Dziesięć płytkich oddechów"

„Dziesięć płytkich oddechów”


Kilka miesięcy temu pojawił się wielki szał na „Dziesięć płytkich oddechów”. Niestety mnie nie ogarnął. Jednakże niedawno miałam okazję dostać tę książkę w swoje ręce i skorzystałam z niej. Tytuł zapowiadał się naprawdę dobrze. Myślałam, że gatunek będzie podobny do takiego cuda jak „Morze spokoju”. Czy tak faktycznie było?
Kilka lat temu życie dwudziestojednoletniej Kacey Cleary rozpadło się na kawałki. Wraz z młodszą siostrą Livie, z biletami autobusowymi w kieszeni, wyruszają do Miami.
Goniąc za marzeniami i uciekając przed koszmarem, dziewczyny trafiają do apartamentowca niedaleko plaży. Rozpoczynają nowe życie.
I wszystko przebiegałoby zgodnie z planem, gdyby Kacey nie spotkała Trenta Emersona z mieszkania 1D.
Zamknięta w sobie Kacey nie chce niczego czuć. Tak jest bezpieczniej. Dla wszystkich. Jednak w końcu ulega, otwiera serce i zaczyna wierzyć, że może pozostawić za sobą koszmarną przeszłość, by zacząć od nowa. Niestety okazuje się, że nie tylko Kacey kryje tajemnicę. Pozornie perfekcyjny mężczyzna ukrywa prawdę o wydarzeniach, których nie da się wybaczyć. Odkryta przeszłość Trenta sprawi, że Kacey powróci w przerażający mrok i samotność.
Początek książki był ciekawy i, jak napisałam wcześniej, zapowiadało się naprawdę nieźle. Szkoda tyle, że autorka to zepsuła. Dodatkowo, straciła szansę na napisanie wspaniałej powieści o nietuzinkowym temacie. Przeszłość, tragedia, wspomnienia, ucieczka, rozpoczęcie życia na nowo. Można zauważyć szablon. Myślę, że każdy czytelnik, który poświęci temu utworowi swój czas, w końcu sam się przekona, że w każdym momencie książki jest on widoczny. Przewija się wiele zdarzeń, ale autorka nie jest w stanie zaskoczyć czytającego. Bez najmniejszego trudu można przewidzieć zakończenie większości sytuacji.
Bohaterowie są przezroczyści. Oczywiście największą bombą atomową (dosłownie), która przewija się przez książkę jest główna bohaterka. Ma w sobie naprawdę wiele siły, energii i sporo negatywnych emocji. Najchętniej dokopałaby każdemu, kto wszedłby jej w drogę. Przez lata budowała wokół siebie mur, który ( o dziwo…) może skruszyć tylko Trent. Ojej, ale przecież mężczyzna też ma swoje mroczne tajemnice z przeszłości, których nie chce wyjawić. Chyba domyślacie się, jak to się wszystko (s)kończy.
Jeśli mam wspomnieć o innych postaciach, to pojawiło się ich kilka. Już na początku radzę przyzwyczaić się do Livie – siostry Kacey, Storm – striptizerki-akrobatki oraz przyjaciółki obu sióstr i Mii – córki bohaterki opisanej wcześniej.
Niektóre zdarzenia w „Dziesięciu płytkich oddechach” są wręcz idiotyczne. Matką pięcioletniej Mii jest striptizerka. Każda normalna matka trzymałaby tę wiadomość z dala od swojego dziecka. Ale nie, bo pod koniec książki dziewczynka tańczy z pozostałymi „koleżankami” mamusi na scenie. Dodatkowo, przez cały czas widać podtekst seksualny albo wręcz erotyczny. Kacey każdemu mężczyźnie wskoczyłaby do łóżka. Już nie wspominam o tym co się dzieje, kiedy na horyzoncie pojawia się trent. To tylko dwie opisane z wielu sytuacji.
Miałam nadzieję, że chociaż tytuł będzie bardziej rozwinięty i wyjaśniony. Niestety tak się nie stało. Autorka tylko kila razy wspomniała o owych słowach.
Reasumując, po „Dziesięciu płytkich oddechach” spodziewałam się o wiele, wiele więcej. Bywały chwile, kiedy miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Schemat i przezroczyste postacie to nie szczyt moich marzeń. Jestem pewna, że gdyby autorka ograniczyła podboje seksualne Kacey i jej brudne myśli, a w zamian za to wprowadziła parę zagadek i tajemnic, książka otrzymałaby o wiele wyższe noty od czytelników. Utwór mogę oczywiście polecić każdemu czytelnikowi. Ale zaraz po tym powiem „nie oczekujcie się zbyt wiele”.


6/10

#103
autor: K.A. Tucker
tytuł: „Dziesięć płytkich oddechów” tom I
seria: „Dziesięć płytkich oddechów”
gatunek: literatura współczesna
wydawnictwo: Filia
ilość stron: 421
data premiery: 18 czerwca 2014r.

czwartek, 27 listopada 2014

Nina Reichter - "Ostatnia spowiedź" tom III

„Ostatnia spowiedź” tom III


I tak oto nadszedł czas na uwieńczenie jednej z mojej ulubionej trylogii. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy jestem w stanie napisać tę recenzję. Niektóre z moich odczuć co do książki są sprzeczne. Nawet nie mam pojęcia jaką ocenę jej wystawić… Pomimo tego postaram się jakoś uporządkować ten natłok myśli, który zbiera mi się w głowie i napisać coś, co będzie godne przeczytania.
Zacznijmy od tego, że III tom „Ostatniej spowiedzi” to kontynuacja a zarazem zakończenie bestsellerowej serii Niny Reichter o miłości w szponach show-biznesu. W dalszym ciągu opowiada losy Bradina, Ally, Toma i kilku innych bohaterów (nie mówiąc o nowych).
Ally i Bradin są w sobie nieziemsko zakochani. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli. Los nie jest sprawiedliwy i nie oszczędza nawet takich osób jak oni. Bradin ciągle musi liczyć się z podpisanym kiedyś kontraktem, który miał ograniczyć jego związki do minimum. Jest osoba, która jeszcze bardziej chce tej dwójce utrudnić życie – Violet LaRoch. Kiedy problemy Bradina i Ally nasilają się, pojawia się jeszcze inny. Była dziewczyna rockmana chce wyjawić światu tajemnicę ich związku. Cała trójka zdaje sobie sprawę, jak mogłoby się to skończyć.
 Znajdują się ludzie, którym zależy, by zniszczyć wokalistę Bitter Grace. I okazuje się, że poukładane życie to domek z kart, nic bardziej trwałego od snu. Co zrobić, gdy szaleńcza, mająca trwać wiecznie miłość nagle się skończyła… a Ally nadal mieszka w obcym kraju, wprawdzie z karierą, ale bez rodziny i z sercem rozbitym w drzazgi?
„598 897 znalazło tu miłość, która nie ma początku i nie zazna końca. Miłość stworzoną z setek zdań i tysięcy słów, zmieniających jedno z tak wielu w jedno jedyne. Miłość, która nigdy się nie powtórzy, bo nie ma najmniejszej szansy na powtórzenie rzeczy tworzących zupełność.”
Na początku nawet nie chciałam sięgać po ten tom. Dlaczego? Bo nie lubię, kiedy coś się kończy. A między innymi tego mogę się spodziewać po ostatniej części trylogii. Do tego dochodzą wszechstronne zmiany, które pojawiają się dosłownie wszędzie. Do listy możemy także doliczyć niespodzianki, które przyszykowała dla nas Nina Reichter. Jak wiemy, jest naprawdę dobra w kreowaniu zupełnie niespodziewanych sytuacji i obrotów sytuacji. Jednakże po przeczytaniu zakończenia książki uświadomiłam sobie, że wiedziałam, iż tak bardzo…
Bradin i Ally są zupełnie innymi bohaterami, których poznaliśmy w pierwszym tomie. Nie są już zakochanymi w sobie dzieciakami, ale dorosłymi ludźmi, którzy poważnie myślą o swojej przyszłości. I wszystko na pewno potoczyłoby się tak, jak powinno, ale niestety los nie szczędzi nawet ich. Rogi pokazał show-biznes, a na jaw wyszły potwory z przeszłości. Jak się okazuje, nie proste jest życie z gwiazdą rocka. Ciągłe trasy koncertowe, Bradin był gościem we własnym domu. Ally jakoś sobie z tym radziła. Do czasu pewnej sytuacji, która wywróciła jej świat do góry nogami. Wtedy właśnie zaczęły się wszystkie problemy.
Większość uwagi jest zwrócona oczywiście na parę. Ale pojawia się ktoś, kto chce zostać zauważony. Starszy Rothfeld. Jak wiemy już z poprzednich dwóch części, jest szaleńczo zakochany w dziewczynie. Zrobiłby wszystko, by ją zrobić. Ale tego nie zrobi. Bo Al. Jest narzeczoną jego brata. Pojawia się parę naprawdę pikantnych (ohohoh XD) momentów z ich udziałem. Podejrzewam, że nie jesteście tym zdziwieni. Tom również się zmienił. Nie imprezuje tyle co wcześniej, nie spija się do nie przytomności, a jego łózko od dawna nie było świadkiem erotycznych zabaw z pannami „na jedną noc”. Tym razem los mu sprzyja i stara się zdobyć dziewczynę. Czy uda mu się to? Przyznam, że tutaj możecie się nieźle zdziwić pomysłowością autorki…
W niektórych momentach miałam ochotę rzucić „Ostatnią spowiedzią” o ścianę. Denerwowały mnie sytuacje, które były wymuszone. Pojawiło się wiele bólu, ale był przerysowany. Z drugiej strony, w niejednym momencie płakałam. Niestety nie tak, jak na zakończeniu pierwszego tomu. Każdemu, kto sięgnie po tę serię polecam czytanie z podkładami muzycznymi, które autorka wypisuje. Dodają one nastrój ważnym momentów. Zupełnie inaczej wtedy postrzegamy pewne sytuacje.
Po trzecim tomie „Ostatniej spowiedzi” spodziewałam się trochę więcej. Co nie znaczy, że autorka mnie nie zaskoczyła, bo tak nie było. Przyznam raczej, że dla mnie było to smutne uwieńczenie ostatniej części i nie zgadzam się z zakończeniem. Książka wywołała u mnie burzę emocji. Począwszy od uśmiechu na twarzy poprzez złość i dezaprobatę, a skończywszy na łzach. Świadczy to o tym, że autorka wspaniale potrafi „manipulować” naszymi emocji. To akurat uznaję za ogromny plus. Każdemu, kto ma za sobą poprzednie dwie części bardzo polecam sięgnięcie także po tę ostatnią. Po prostu zaufajcie Ninie i… nie zawiedziecie się. Może nawet całą trylogię będziecie wspominać tak dobrze jak ja?
„Kiedy przyznajesz się do czegoś przed kimś, wie o tym jedna osoba. Kiedy musisz się przyznać przed samym sobą, masz wrażenie, że wiedzą o tym wszyscy.”


8/10
#101
autor: Nina Reichter
tytuł: „Ostatnia spowiedź” tom III
gatunek: romans
wydawnictwo: Novae Res
data premiery: 22 października 2014r.
ilość stron: 376