020. autor: Éric
– Emmanuel Schmitt
tytuł: „Kiedy byłem dziełem sztuki”
gatunek: powieści i opowiadania
wydawnictwo: Znak
rok wydania: 2007r.
ilość stron: 263
tytuł: „Kiedy byłem dziełem sztuki”
gatunek: powieści i opowiadania
wydawnictwo: Znak
rok wydania: 2007r.
ilość stron: 263
Kiedy wczorajszej nocy
dokończyłam czytać „Kiedy byłem dziełem sztuki” aż nie mogłam się doczekać, by
móc zrecenzować tę książkę. To już kolejne spotkanie z panem Schmittem i
kolejne zaskoczenie, oczywiście pozytywne. Z podobnym utworem nigdy nie miałam
do czynienia. Zachwycił mnie pod wieloma względami. Dzięki tej książce zaczęłam
inaczej patrzeć na sztukę. Z zupełnie innego pryzmatu. Sztuka jest piękna,
wzbudza w nas podziw, ale czy tylko to? Autor przybliża czytelnikowi nieco
inne, słabsze i mniej pozytywne strony.
Główny bohater jest
nieszczęśliwym dwudziestolatkiem. Jak sam twierdzi, nic mu w życiu nie
wychodzi, nawet próby samobójcze. Za każdym razem coś staje mu na drodze, by ze
sobą skończyć. Kiedy ponawia kolejną próbę śmierci spotyka pewnego mężczyznę –
znanego artystę. Proponuje chłopakowi pewien układ, w którym mówi, że odmieni
jego życie na lepsze. Niestety jest jeden warunek. Nastolatek spisuje z nim
umowę, na której zrzeka się swojego człowieczeństwa i oddaje się w ręce
szalonego Zeusa Petera Lamy…
„Kiedy byłem dziełem sztuki” to
nie tylko opowieść o miłości, człowieczeństwie oraz jego prawach i sztuce, ale
także potężna dawka dobrego humoru. Na początku książki, kiedy autor opisywał
nieudane próby samobójcze chłopaka uśmiechałam się kącikiem ust. Śmiałam się
natomiast wtedy, kiedy opowiadał o spotkaniu głównego bohatera z Zeusem Peterem
Lamą. Bo kto musi przeszkadzać człowiekowi akurat wtedy, kiedy on chce popełnić
samobójstwo?
Gdy czytamy książki, to już na
pierwszych stronach dowiadujemy się jak ma na imię główny bohater. Tym razem
tak nie było. Jak się nazywał chłopak dowiedziałam się praktycznie pod koniec i
książki i stało się to przez przypadek. Jedna z postaci zwróciła się do niego po
imieniu. Nie powtarzało się często w całej książce. Oczywiście to prawdziwe, bo
bohater miał nowe, nadane przez swojego „Dobroczyńcę”, czyli artystę, który
ponownie powołał go do życia.
Podczas tych 263 stron w ogóle
się nie nudziłam. Akcja była wartka, ale zrozumiała dla czytelnika. Wszystko od
początku było dobrze wytłumaczone, dzięki czemu o wiele łatwiej było zrozumieć
położenie postaci. Bohaterów, którzy pojawiali się w większości w książce było
niewielu. Nie mam tego za złe autorowi. Bardzo spodobało mi się to, iż każdy z
nich różnił się charakterem, wiekiem i kilkoma innymi aspektami.
Niestety, jest jednak minus. Nie wiem
dlaczego, ale pojawia się to coraz częściej w czytanych przeze mnie książkach. Otóż,
chodzi o opis zewnętrzny bohatera. Tutaj minus jest podwójny, ponieważ nie
wiemy jak wyglądał chłopak przed zmianą w dzieło sztuki oraz po owej zmianie. Przez
to trudniej było sobie wyobrazić te dwie postacie. Może autor chciał, by
wyobraźnia czytelnika działała na pełnych obrotach? Niemniej jednak dobrze by
było, gdyby chociaż pokrótce wspomniał o paru cechach wyglądu.
„Kiedy byłem dziełem sztuki” to w
wielkiej mierze opowieść o człowieczeństwie. Opowiada o tym, że człowiek nie
ceni swoich praw. Jesteśmy do nich przyzwyczajeni, bo po prostu nam się „należą”.
Dwudziestoletni Tazio jest dobrym przykładem tego, jak łatwo można je utracić i
jak długo trzeba o nie z powrotem walczyć. Historia mówi także o tym, że
każdemu jest potrzebny drugi człowiek. Ktoś, kto pomoże w najtrudniejszych
chwilach, wesprze i pocieszy. Miłość, jaką przedstawiłam autor jest cudowna. Może
to dziwnie zabrzmi, bo taka właśnie powinna być miłość, ale w tej jest coś
wyjątkowego. Przedstawia dwoje ludzi, którzy pomimo wielkich przeciwności losu
walczą o siebie nawzajem. Potem pojawia się coś wspaniałego… ale nie będę Wam spolerować.
„Człowieczeństwo jest dobrem niezbywalnym, którego nie można się pozbyć ani nie można zostać go pozbawionym.”
Książkę polecam nie tylko tym,
którzy interesują się sztuką, ale także miłośnikom ciekawych powieści. Gwarantuję
Wam, że nie będziecie się nudzić, ponieważ w utworze pojawia się kilka wątków,
które są od początku do końca rozwinięte. Dla zachęty powiem, że książka
niejeden raz Was zaskoczy.
„Kiedy byłem dziełem sztuki”
dostaje ode mnie 9/10 gwiazdek!
Książka leży na półce i czeka na przeczytanie. Mam nadzieję, że spodoba mi się tak samo :)
OdpowiedzUsuńJestem na 90% pewna, że Ci się spodoba (;
UsuńCudowny pisarz. :)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie lektura dla mnie. Uwielbiam takie książki z duszą.
OdpowiedzUsuń"Kiedy byłem dziełem sztuki" jest idealnym przykładem takiej książki
UsuńO! Wyczuwam coś dla mnie. Lubię książki Schmitta. Są lekkie i niezobowiązujące :). Na pewno do niej zajrzę :)
OdpowiedzUsuńPolecam, polecam! C:
Usuń