poniedziałek, 30 grudnia 2013

RECENZJA: "Miasto zagubionych dusz"



         027. autor: Cassandra Clare
          tytuł: „Miasto zagubionych dusz”
          seria: „Dary Anioła”
          wydawnictwo: MAG
          gatunek: paranormalny romans
          rok wydania: 28 listopada 2012r.
          ilość stron: 546

Kolejne spotkanie z Cassandrą Clare. Autorka znana jest z popularnej serii „Dary Anioła” oraz „Diabelskie Maszyny”. Jest mi bardzo przykro, że póki co, kończę serię „Dary Anioła”. Szósta część pojawi się już w przyszłym roku a ja nie mogę się doczekać! Przejdźmy zatem do recenzji „Miasta zagubionych dusz”.


Kiedy skończyłam wcześniejszą część byłam załamana. Ten kto ją czytał wie, że zakończenie było okropne. Sebastian i Jace są związani demoniczną siłą i nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Co stanie się z chłopakiem? Czy pojawi się w dalszych częściach? Co będzie z nim i Clary? Te pytania nasuwały mi się na myśl. Swoją ciekawość szybko zaspokoiłam czytając kolejną część.

Jace staje się sługą zła poprzez związanie z Sebastianem demonicznym węzłem. Większość przypuszcza, że nic nie jest w stanie go uwolnić. Jeśli zabijesz Sebastiana – zabijesz także Jace’a. Niewielka część Nocnych Łowców wierzy w to, że uda im się uratować przyjaciela. Muszą zbuntować się przeciwko Clave oraz działać bez Clary. Dziewczyna działa na własną rękę, by uratować chłopaka. Stawką jest życie jej oraz Jace’a. Nocna Łowczyni jest w stanie zrobisz wszystko, by uratować swoją miłość. Czy naprawdę może jej się udać?


„Zostań ze mną. Możemy zwiedzić cały świat.”


Książka niewątpliwie trzyma w napięciu. Po zakończeniu poprzedniej części jesteśmy ciekawi, co stanie się dalej. Autorka nie przechodzi od razu do sedna i konkretów. Stopniowo pokazuje czytelnikowi obraz sytuacji, w jakich znajdują się bohaterzy. Przedstawia ich problemy i proponowane rozwiązywanie ich. najbardziej spodobało mi się to, że było wiele pytań i tajemnic czekających na rozwiązanie. W książce, jak zauważyłam, bardzo ważne są dwa wątki: przyjaźni i miłości. Przyjaciele walczą o Jace’a, nie potrafią bez niego żyć. Wszyscy traktują go jako brata, choć nie są biologicznym rodzeństwem. Znajdziemy tutaj prawdziwe poświęcenie dla drugiej osoby i dowiemy się, co to znaczy kochać i móc zrobić dla kogoś wszystko. Mimo, że wiele przeszkód stoi na ich drogach, to walczą do końca i nie poddają się.

Jak wspomniałam wcześniej, wiele się dzieje pod względem wątku miłosnego. Ta część, to po prostu eksplozja rozkwitu miłości. Większość bohaterów ma swoją drugą połowę, dla której jest gotowa oddać swoje życie. Pojawi się tutaj kilka bardzo sympatycznych scen, ale nie erotycznych. Z tego się ogromnie cieszę. Autorka nie przesadza z opisami scen miłosnych, opowiada tylko o pocałunkach lub rozmowach. Jednak, jeśli jest początek miłości, to zawsze może się pojawić jej zakończenie. Pod koniec książki zdarzyło się coś, czego bym się nigdy nie spodziewała! Para, która miała być ze sobą, dosłownie, na wieczność, rozstała się. Kiedy o tym przeczytałam, byłam bardzo zaskoczona. Tutaj daję plusa pani Clare za świetny zwrot akcji. Przytoczyłam tylko jeden, ale zapewniam Was, że pojawiło się ich o wiele, wiele więcej. Ogólnie rzecz biorąc, akcja jest wartka, tak jak w poprzednich częściach tejże serii.  Pojawia się wiele, spraw, które kiedyś nie miały ze sobą nic wspólnego, a teraz łączą się ze sobą niczym części mrocznej układanki. Każde, nawet najmniejsze zdarzenie ma sens.


„Kiedy miłość jest prawdziwa, powinno się zaspokajać wszystkie pragnienia drugiej osoby, jej potrzeby…”


Naprawdę bałam się o Jace’a w tej części. Już nie traktuję go jako bohatera, lecz jako osobę, która ciągle jest w mojej pamięci. Bardzo się do niego przywiązałam. Nie tylko do niego, ale także do pozostałych postaci. Mam tutaj na myśli Clary, Isabelle, Aleca, Magnusa, a nawet Simona, którego tak nie lubiłam. Wielu bohaterów się zmienia. Mam na myśli Simona, Clary, Isabelle i Aleca. Zmiany w tych dwojgu ostatnich się nie spodziewałam. Alec staje się bardziej otwarty dla ludzi i odważny wobec nich. Potrafi mówić o swoich uczuciach, nie jest już zgryźliwy i wiecznie zły na świat. Otworzył drzwi dla miłości i stał się bardzo pozytywnym chłopakiem. A Isabelle? W tej książcei stała się trochę zagubioną dziewczyną. W jej życiu pojawił się ktoś, kogo darzy specjalną sympatią, ale nie jest w stanie wyjawić mu swoich uczuć. Mam nadzieję, że w ostatniej części serii „Darów Anioła” więcej dowiemy się na ten temat. Wiele dowiadujemy się na temat Sebastiana. Jest nieobliczalnym bohaterem. W pewnym momencie stwierdziłam, że gdyby nie było w nim tyle zła, to byłby u mnie na pozytywnej pozycji. Kiedy przeczytałam parę stron więcej, znienawidziłam go ponownie. Sami możecie się o tym przekonać, czytając „Miasto zagubionych dusz”. Humor autorki pozostał, z czego się cieszę. W niejednym momencie uśmiechałam się sama do siebie. Pojawiło się więcej opisów miejsc, zdarzeń, ale dialogi również pozostały na swoim miejscu.

Książkę polecam oczywiście tym, którzy mają na swoim koncie przeczytanych parę utworów Cassandry Clare z serii „Dary Anioła”. Ci, którzy lubią paranormalne romanse, gorąco ją polecam! Muszę stwierdzić, że każda część z tej serii jest lepsza od poprzedniej.

       Gdybym mogła, to dałabym tej książce 11 gwiazdek, ale niestety nie mogę.. Zatem, „Miasto zagubionych dusz” dostaje ode mnie 10/10 gwiazdek!

czwartek, 26 grudnia 2013

RECENZJA: "Mały Książę"



        026. autor: Antoine de Saint-Exupéry
         tytuł: “Mały Książę”
         gatunek: opowiadanie
         wydawnictwo: Muza
         rok wydania: 1943
         ilość stron: 95

„Mały Książę” to zdecydowanie najstarsza książka jaką miałam okazję przeczytać. Dowiedziałam się o tym dopiero po jej przeczytaniu, a dokładniej, podczas pisania tej recenzji. Prawdę mówiąc, to w ogóle nie zauważyłam jakiejś różnicy w języku, już nie mówiąc o archaizmach, które w ogóle się nie pojawiły. Może to dzięki dobremu przełożeniu dzieła przez Jana Szwykowskiego? Nie będę w to wnikać. Książkę tę przeczytałam dwa razy. Pierwszy raz, pół roku temu. Ciężko mi się wtedy było zabrać do napisania jej recenzji, w końcu tego nie zrobiłam. Dlaczego teraz piszę? Bo przeczytałam ją drugi raz i wiem, że do książek, tak jak do niektórych rzeczy  trzeba po prostu dorosnąć.

Fabuła mogła by się wydawać naprawdę banalna. Lektura mówi o człowieku, który podróżował samolotem, ale zepsuł mu się silnik i musiał wylądować na Saharze. Podczas prób naprawienia sprzętu spotyka pewnego chłopca. Nawiązuje z nim bliższy kontakt. Kiedy dziecko opowiada kim jest, mężczyzna zaczyna go nazywać Małym Księciem.  Spędzają wiele czasu na rozmowach, rysunkach i opowiadaniach. W końcu bardzo się zaprzyjaźniają i nie sposób im się od siebie oddalić.

Autor już na początku przeprasza wszystkie dzieci, że poświęca tę książkę dorosłemu. Chociaż ja uważam, że właśnie dla dorosłych powinna ona być przeznaczona. Jest pełna filozoficznych rozmyślań, morałów, ale także posiada w sobie ciekawe historie i zupełnie nieobce problemy dzisiejszego świata, chociaż powstała w ubiegłym wieku. Każda z historii, które przytacza Mały Książę ma inne przesłanie. Jest jedna, która bardzo mnie wzruszyła, co nie zdarza się zbyt często. Mam na myśli spotkanie chłopca z pijakiem na pewnej planecie. Temu, który nie miał okazji zapoznać się z książką może wydawać się to śmieszne. Opowiadanie nie  jest zbyt długie, ani szczegółowe, ale można się z niego wiele dowiedzieć. Jak wspomniałam wcześniej, jest wzruszające, ale przede wszystkim przykre. Uważam, że utwór ten daje nam rady jak dobrze wykorzystać swoje życie. Oczywiście autor nie przekazuje nic bezpośrednio. To mogłoby tylko zniszczyć piękno tej książki. Kiedy zgłębimy się w nią lepiej, wszystko wyczytamy i zrozumiemy. Klucz do szczęścia ukryty jest pośród opowieści tytułowego bohatera. 

Podoba mi się pomysł autora na spotkanie się ze sobą dwóch różnych osób – dziecka i dorosłego człowieka. Możemy dowiedzieć się w ten sposób jak niektóre rzeczy spostrzegają ci mniejsi, a jak starsi. Sam Mały Książę jest bardzo ciekawym bohaterem. Ma w sobie niewinność i bezbronność, ale jest też bardzo ciekawy świata i, jak powiedział o nim sam narrator, nigdy nie pozostawia swojego pytania bez odpowiedzi. Co mogę powiedzieć o narratorze, czyli pilocie? Jak na dorosłego, to wcale nie jest taki zły. Jak dla mnie jest pozytywną postacią. Ale tutaj pojawia się minus… Autor tak bardzo skupił się na chłopcu, opowiadaniach i rysunkach, że prawie nic nie wspomniał o pilocie. Nie dane mi było dowiedzieć się jak wygląda, co go cechuje, czy nawet ile ma lat? Z jednej strony można to potraktować jako minus, ale z drugiej możemy dać wodze naszej wyobraźni i sami stworzyć obraz dorosłego? Nie będę się więcej rozwijać na ten temat, bo każdy z czytelników będzie miał o tym inne zdanie.

Ogromnie podoba mi się oprawa graficzna książki. Obrazki, które przedstawione są na każdej książce były stworzone przez samego Antoine’a de Saint-Exupériego. Przypominają trochę, jakby malowało je dziecko. Niektóre kształty są mniej lub więcej zniekształcone, ale czy nie kryje się w tym piękno? Osobiście uważam, że tak, jest właśnie tam ukryte. Każdy rysunek jest adekwatny do konkretnego zdarzenia. Żaden nie znalazł się tam przypadkowo. Kiedy spojrzymy na niektóre, aż się uśmiechamy. Myślę, że doskonale rozumie mnie ten, który miał okazję zapoznać się z tą książką.

Lekturę na pewno nie polecam dzieciom. Niektórym może być przykro z tego powodu. Uważam, że książka przeznaczona jest dla trochę bardziej dojrzalszych. Proponuję ją przede wszystkim dorosłym, którzy są zagonieni i „nie mają na nic czasu”. Powinniście poświęcić temu opowiadaniu chwilę, szczególnie, iż nie jest obszerne. Macie moje słowo, że ukryte wskazówki pomogą Wam w dążeniu do szczęścia, a przedstawienie toku myślenia małego chłopca pozwoli Wam spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy.


„Mały Książę” dostaje ode mnie 8/10 gwiazdek!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

           Z racji tego, iż Święta są tuż-tuż, chciałabym przekazać Wam kilka słów. Piszę to dzisiaj, ponieważ jutro jest zbyt ważny dzień, by w ogóle korzystać z komputera!

           Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, drodzy Książkoholicy (: Sypiącego śniegu, wiele, wiele książek pod choinką, pogody ducha, wytrwałości w pasji, życiu codziennym oraz zawodowym, uśmiechu na co dzień. Życzę Wam też przede wszystkim tego, abyście te kilka ważnych dni przeżywali wraz z rodziną i wraz z nimi zasiedli do stołu wigilijnego. Pamiętajcie też o tym, że święta to nie tylko czas wesoło mrugających lampek, pięknie przystrojonych domów i prezentów pod choinką. Liczą się pogoda ducha i nasze serca, które razem złączone potrafią wiele zdziałać. I nie poprzestańmy na tych pięknych chwilach i dobrych uczynkach tylko kilka dni w roku, to może zdarzać się częściej! (:


           Zarazem  chciałam podziękować Wam za te kilka minionych miesięcy, w których mogłam Was poznać. To dzięki Wam wkroczyłam w świat blogosfery, pokazaliście mi co znaczy posiadać prawdziwą pasję. Dziękuję i życzę wesołych świąt!

          Pozdrawiam, Anath C:

niedziela, 22 grudnia 2013

RECENZJA: "Pocałunek Anioła"



        025. autor: Mary-Claire Helldorfer
         tytuł: „Pocałunek Anioła”
         gatunek: paranormalny romans
         wydawnictwo: Wydawnictwo Śląskie
         rok wydania: 31 stycznia 2012r.
         ilość stron: 224

„Pocałunek Anioła” to I część autorstwa Elizabeth Chandler (Mary-Claire Helldorfer).  Jak mówi sam tytuł – jednym z głównych wątków będą Anioły. Książka opowiada o Ivy i Tristanie. Nastolatkowie, którzy uczęszczają do liceum wiodą spokojne życie i są szczęśliwą parą. Niestety, to szczęście nie trwa wiecznie. Wydarza się tragiczny wypadek, w którym ginie Tristan. Dziewczyna rozpacza po nim i nie może się podnieść. Obwinia się, że to właśnie on zginął, a nie ona. Sama nawet nie wie, że chłopak jest naprawdę blisko niej…

Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ bardzo zaciekawił mnie tytuł. Okładka też była w miarę w porządku. Myślę, że większość czytelników zwraca uwagę na takie rzeczy. Szybko przeczytałam lekturę. Jest bardzo lekka, akcja jest w miarę spokojna. Pojawia się wielu bohaterów, ale wprowadzani są po kolei i każdy z nich jest ciekawie przedstawiony, co ułatwia czytelnikowi zapamiętywanie ich i sprawia, że nie gubi się w postaciach. Najwięcej informacji jest oczywiście o Tristanie i Ivy. Zostali bardzo dobrze przedstawieni z wyglądu zewnętrznego jak i wewnętrznego. Dużo także dowiedziałam się o ich przyjaciołach i rodzinie. Autorka dostaje ode mnie wielkiego plusa za przedstawienie postaci i stopniowe wprowadzanie ich. Zwracam na to większą uwagę, ponieważ jest to ważny aspekt w książce.

Fabuła jest przedstawiona na znanym schemacie, więc wielu informacji możemy się domyślić. Jest dziewczyna, która zakochuje się w sportowcu, który także darzy ją wielkim uczuciem. Mają wspólne plany na przyszłość, myślą, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Nagle pojawia się wielka tragedia, przez którą zostają rozłączeni. Teraz nadchodzi wątek paranormalny. Ivy nie zostaje sama, ale czuwa nad nią Tristian. Tutaj autorka sprawia, że czytelnik chce wiedzieć więcej, więcej i coraz więcej. Sama nie mogłam opanować swojej ciekawości, przez co pochłonęłam książkę w  jeden dzień. Uważam, że „Dotyk Anioła” jest podzielony na dwie części. Pierwsza skupia się na wspólnym życiu pary, ich szczęściu i planach. Druga bardziej bierze na tapetę Tristana po wypadku i to, co się z nim dzieje. O Ivy dowiadujemy się niewiele. Autorka wspomina tylko, że rozpacza po utracie ukochanego.

W każdej swojej recenzji staram się wspomnieć o moim ulubionym bohaterze owej książki lub takim, który skradł moje serce. Czy w „Pocałunku Anioła” pojawił się ktoś taki? Postacie podobały mi się i nie miałam wobec nich jakichś negatywnych uwag. Jeśli chodzi o ulubioną postać, to jest nią Tristan. Polubiłam go, ale póki co, nie wiem, czy będzie przeze mnie zapamiętany na dłuższy czas. To okaże się w dalszych częściach serii. Muszę zwrócić uwagę na to, że bohaterowie byli nieco zidealizowani. Autorka przedstawiła tylko ich pozytywne cechy, a o tych przeciwnych nie pojawiło się ani jedno zdanie.

Język, którym posługuje się Elizabeth Chandler jest lekki i zrozumiały. Nie ma tutaj trudnych słów, których znaczenia musielibyśmy szukać w encyklopediach. Po tym oraz po tematyce możemy sie domyślić, że książka przeznaczona jest przede wszystkim dla młodzieży. Dochodzi też wątek paranormalny, który moim zdaniem jest bardzo ciekawy. Myślę, że raczej nie doszukamy się tutaj mrożących krew w żyłach zwrotów akcji. Nie. Wszystko dzieje się raczej spokojnie, stopniowo, nie ma większego zamieszania. Dlatego tez wspomniałam wcześniej, że lekturę potraktowałam jako lekką książkę. 

„Pocałunek Anioła” przyjęłam dość entuzjastycznie, więc niedługo zgłębię się w dalsze części serii. Chodzi o „Potęgę miłości” i „Bratnie dusze”.

Czy polecam tę książkę? Oczywiście, że polecam. Idealnie nadaje się na długi zimowy wieczór. Uważam, że I część serii jest ciekawa i spodoba Wam się. Czytelnik, który obcuje z książkami gatunku paranormal romance przede wszystkim powinien po nią sięgnąć. 

„Pocałunek Anioła” dostaje ode mnie 8/10 gwiazdek!

środa, 18 grudnia 2013

RECENZJA: "Spróbujmy jeszcze raz"



       024. autor: Abbi Glines
        tytuł: „Spróbujmy jeszcze raz”
        seria: kontynuacja części „O krok za daleko”
        wydawnictwo: Pascal
        gatunek: romans
        rok wydania: 9 października 2013r.
        ilość stron: 331


Po „O krok za daleko” sięgnęłam jeszcze w wakacje, kiedy to zaproponowała mi ją koleżanka. Chciała znać moje zdanie na temat tej książki. Przyznam, że moje uczucia były mieszane. Większość utworu składała się ze scen erotycznych Rusha i Blair. Nie byłam do końca zachwycona. Uważam, że mogło się wtedy pojawić więcej tajemnic i zwrotów akcji zamiast opisów seksu w prawie każdym rozdziale. Kiedy pojawiło się „Spróbujmy jeszcze raz” nie pałałam entuzjazmem do zdobycia tej książki. Jednak dałam jej szansę i przeczytałam w krótkim czasie. 

„Spróbujmy jeszcze raz” wzbudziło we mnie bardziej pozytywne emocje niż pierwsza część. Od razu mogliśmy się dowiedzieć w jakim stanie są główni bohaterowie i w jakich miejscach się znajdują. Dochodzą do tego niewielkie zwroty akcji, które potrafią wstrząsnąć całą książką. Przyznam się, że wcale się ich nie spodziewałam. Książka należy do takich, które nadają się na kilka wieczorów i nie musimy wyciągać z niej morałów czy różnego rodzaju prawd. Jest po prostu lekka. W tej części pojawia się parę problemów, które spotykane są na co dzień, ale są niewiele rozwinięte. Dochodzą do tego nowe wątki. Najbardziej spodobało mi się to, że sytuacje, które miały miejsce  pierwszej części i nie były do końca wyjaśnione, tutaj mają swój finisz oraz są czytelnikowi dokładnie przybliżone i wytłumaczone. 

Bohaterowie niewiele się zmienili. Biorę na tapetę Rusha. Mężczyzna był postawiony w ciężkiej sytuacji. Myślę, że czytając tę książkę już od pierwszych stron dowiecie się co mam na myśli. Musiał dorosną i stanąć na wysokości zadania, by znowu być z Blair. Na ich drodze pojawiło się wiele przeciwności losu, które krzyżowały im plany. Te problemy w dużym stopniu mają podłoże w rodzinie Rusha. Wychodzą na jaw rzeczy, o których wielu bohaterów nawet nie miało pojęcia. Duża zmiana będzie dotyczyła Blair. Dziewczyna będzie bardzo zagubiona i niezdecydowana. Zaczęła mnie denerwować już na początku książki swoją zmianą zdań. Wiedziała, że kocha mężczyznę, a on żywi do niej takie same uczucia, a pomimo tego ciągle go odpychała.

Ogólny zarys książki nie wzbudził we mnie większego entuzjazmu. Według mnie, jej motto powinno brzmieć „Najpierw seks, potem powiem Ci prawdę!”. Bohaterowie nie potrafili mówić o swoich emocjach bez oddania się sobie w sposób fizyczny. Uważam, że gdyby pani Glines dodała do utworu więcej wątków, tajemnic i zagadek książka zdobyłaby wyższą pozycję. Cieszy mnie to, że i tak akcja była bardziej wartka i ciekawsza niż w „O krok za daleko”. 

Do „Spróbujmy jeszcze raz” podeszłam jak do prostej, lekkiej książki. Nie spodziewałam się po niej niczego więcej. Nie licząc oczywiście scen erotycznych, które były bardzo mocno rozbudowane. Ci czytelnicy, którzy lubią romanse z niewieloma wątkami będą zachwyceni. Ambitniejszym nie polecam tej książki, chyba, że będą spędzaj bardzo nudny zimowy wieczór.

„Spróbujmy jeszcze raz” dostaje ode mnie 6/10 gwiazdek!