sobota, 26 kwietnia 2014

Odcienie szarości - "Pięćdziesiąt twarzy Greya"



 


#58
autor: E.L. James
tytuł: „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
seria: „Pięćdziesiąt odcieni”
gatunek: romans
wydawnictwo: Wydawnictwo Sonia Draga
data premiery: 5 września 2012r.
ilość stron: 606






„Pięćdziesiąt twarzy Greya” to książka o której mówiłam „Nie przeczytam, nie przeczytam, nigdy nie przeczytam!”. Działała na mnie odpychająco… Jednakże przyszedł dzień, kiedy znajoma zaproponowała mi tę powieść. Zgodziłam się, bo przecież warto spróbować. Warto? Tego dowiecie się czytając recenzję.
Anastasia Steele jest młodą studentką literatury. Pewnego dnia z powodu choroby koleżanki jest zmuszona przeprowadzić wywiad ze sławnym przedsiębiorcą - Christianem Greyem. Nie jest z tego powodu zachwycona, a kiedy tylko widzi go pierwszy raz, nogi uginają się pod nią, a język plącze w gardle. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Ana jest przekonana, że ich spotkanie wyszło fatalnie i jak najprędzej chce zapomnieć o nim oraz o samym Christianie. Jednakże on raczej nie chce zapomnieć o niej. Spotykają się całkiem przypadkiem; raz, potem drugi, trzeci… Aż w końcu Ana poznaje nieco inne oblicze Christiana. Dziewczyna, trochę nieświadomie (jakkolwiek to brzmi) zakochuje się w nieco starszym koledze. On proponuje jej układ Pan – Uległa. Czy Anastasia się zgodzi? Jak potoczą się dalsze losy tychże bohaterów?

E L James to pseudonim Eriki Leonard. Leonard jest kierownikiem telewizyjnym, żoną oraz matką dwójki dzieci. Mieszka w Londynie. Od wczesnego dzieciństwa marzyła o pisaniu historii, które podbiją serca czytelników. Jednak musiała odłożyć te marzenia i skupić się na rodzinie i swojej karierze. W końcu zdobyła się na odwagę i napisała swoją pierwszą powieść, „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.


„Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem coś jest ze mną nie tak. Być może za dużo czasu spędzam w towarzystwie moich bohaterów literackich i, co za tym idzie, moje ideały i oczekiwania są zdecydowanie zbyt wysokie.”

Od czego by tutaj zacząć.. może od szczerości. Mam mieszane uczucia co do tej książki. W pewnych momentach mogłabym o niej powiedzieć „jedna z moich ulubionych”, ale z drugiej strony nieraz miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Wszystko ma swoje wady i zalety; wspaniała i rozchwytywana ( nie zapominajmy także o tym, że sprzedaje się jednej egzemplarz na minutę!) „Pięćdziesiąt twarzy Greya” także.
Zacznę od Any. Jest dwudziestotrzyletnią studentką. Bardzo ładna, inteligentna, wstydliwa i niepewna siebie. Szczerze mówiąc, to te cechy były do przewidzenia. Jak dla mnie, to jest pozytywną bohaterką. Chyba jedną z najlepszych w tejże książce. Jednakże czasem była bardzo denerwująca. Często nie panowała nad swoimi (od)ruchami, a na szczerość z Christianem zdobywała się tylko przez online (ha, ha, zupełnie jak młodzież w XXI wieku…). Trochę mogę to zrozumieć, bo miała przed nim pewne obawy. Rzucała się w oczy zazdrość. Kiedy w książce pojawi się nazwisko „Pani Robinson”, miejcie się na baczność! Nic więcej nie powiem. Jeśli chcecie się więcej dowiedzieć, to po prostu bądźcie czujni.
Kolejna postać, o której oczywiście muszę poświęcić miejsce w swojej recenzji to Christian Grey. Jest bogatym dwudziestosiedmiolatkiem, który z pozoru wiedzie zupełnie zwyczajne życie. To tylko pozory. Lubi mieć nad kimś władzę i całkowitą kontrolę, można by powiedzieć, że jest autorytarny. Z drugiej strony, gdyby głębiej przeanalizować jego zachowanie, to nie jest zły aż do szpiku kości… Wszystkiemu winien jest jego start w życiu. Jest bardzo zmienny; raz jest miły, zabawny, czuły, a za kilka minut potrafi być wściekły o byle co.

"Nikt nie jest samotną wyspą, rozmyślam, no może z wyjątkiem Christiana Greya."

Książka była bogata w opisy. Szkoda tylko, że scen erotycznych. Tam akurat wyobraźnia autorce działała na pełnych obrotach. Tyle dzieje się wokół Christiana i Any, a tak do końca nie wiem jak oni wyglądają. Dane mi było dowiedzieć się tylko, że Anastasia jest ładną brunetką, a Christian ma szare oczy. Uważam, że nic by się nie stało, gdyby pani EL James trochę więcej opisała wygląd zewnętrzny bohaterów. Ich charakter; opis wewnętrzny jest pośredni. Czytelnik sam domyśla się, jacy są bohaterowie. W tym utworze to żaden problem, bo te cechy aż same rzucają się w oczy.
Akcja jest wartka, zdarzenie przewija się za zdarzeniem. Z każdym rozdziałem pojawia się coraz więcej nowych pytań, bohaterów i sytuacji.
Najbardziej o „Pięćdziesięciu twarzach Greya” przypominać mi będą szare oczy i przygryzanie wargi (tak, przygryzanie wargi XD). Czytając tę książkę, dowiecie się dlaczego. Myślę, że i Wam równie zapadnie to w pamięci.
O tematyce, jaką stworzyła autorka jeszcze nigdy nie słyszałam. Chodzi o układ Pan – Uległa. Z góry przesądzone jest to, kto „wcześniej” się zakocha. Wiemy co czuje Ana, ale co Christian? Jest zmienny, jak wcześniej wspomniałam, ale zupełnie nie wiem, jakie są jego uczucia wobec Any. Z jednej strony ten układ, a z drugiej były momenty kiedy wspominał o jego „głębokim uczuciu do niej”. Jeśli chodzi o miłość, to cóż, tutaj wychodzi jak różne są wyobrażenia o niej. Zakończenia czytelnik może się spodziewać, jest charakterystyczne dla trylogii o tematyce miłosnej. Nie chcę, ale muszę to zaznaczyć – schemat. Jestem ciekawa, czy autorka zachowała go również w dwóch kolejnych częściach. Jeśli tylko będę miała okazję, to bardzo chętnie połknę „Ciemniejszą stronę Greya” i „Nowe oblicze Greya”.
Lektura wcale nie była taka zła. Chętnie mogę ją polecić miłośnikom romansów, którzy lubią, kiedy czyta się z wypiekami na twarzy. Nie brakuje tutaj zabawnych scen, kiedy czytelnik nie może wytrzymać ze śmiechu. Bohaterowie są całkiem w porządku, a akcja toczy się szybko, więc nudy nie znajdziecie. Może Was zauroczyć sam Christian Grey, uważajcie!


8/10

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Lourds na tropie - "Kod wzgórza świątynnego"



 



#57
autor: Charles Brokaw
tytuł: „Kod wzgórza świątynnego”
gatunek: powieści i opowiadania
wydawnictwo: Bellona
data premiery: 19 września 2013r.
ilość stron: 447






„Kod wzgórza świątynnego” to kolejna część bestsellerowej serii wydana po "Kodzie Atlantydy" i "Kodzie Lucyfera" autorstwa Charlesa Brokawa. Spodoba się czytelnikom, których interesują historia oraz poszukiwanie skarbów na Świętej Ziemi oraz fanom Dana Browna, Brada Meltzera, Jamesa Rollinsa i Steve'a Berry'ego.
Thomas Lourds jest profesorem lingwistyki. Nie do ukrycia jest fakt, że lubi tajemnice oraz ich rozwiązywanie. Pewnego razu dawny przyjaciel Thomasa wzywa go do Jerozolimy, by przyjrzał się zabytkowemu tekstowi. Gdy ten cenny dokument trafi w niewłaściwe ręce, może wydarzyć się wiele zła – zaburzenia cywilizacji i równowagi całego świata. Jest ktoś, kto ma wielką ochotę na niezwykły tekst, lecz nie ma dobrych intencji. Zamierza go przejąć Najwyższy Przywódca. Wierzy, że tajemniczy tekst skrywa sekret, który pozwoli jej właścicielowi rządzić całym islamskim światem i rozpętać świętą wojnę jakiej świat jeszcze nie widział.

Charles Brokaw jest znanym, poczytnym pisarzem amerykańskim. Na swoim koncie ma liczne publikacje i nagrody literackie. Był wykładowcą uniwersyteckim, nauczycielem i trenerem. Jest zapraszany na wykłady oraz odczyty, przez CIA czy Akademię West Point. Wiele podróżuje i ma liczne zainteresowania. Jest pasjonatem lotnictwa, polityki międzynarodowej, nowoczesnego uzbrojenia, a także znawcą książek. Mieszka wraz z rodziną na Środkowym Zachodzie USA.

Jak w każdej poprzedniej części, głównym bohaterem jest Thomas Lourds – profesor lingwistyki. Dodam, że nic się nie zmienił, jak i z charakteru, tak i z wyglądu. Pozostaje inteligentny, wszechstronny, zwariowany i z poczuciem humoru. Pojawiło się kilku innych bohaterów. Byli to ci „dobrzy” jak i ci o złych charakterach. W tej książce doskonale widać dwie strony postaci. Jedna to bohaterowie pozytywni a druga to ciemne charaktery. Dlaczego tutaj tak dobrze się to uwidacznia? Bo obie strony walczą o coś bardzo cennego, ale mają inne plany co do niej. Żeby było ciekawiej, nie wspomnę co jest tą cenną rzeczą, o którą konkurują. Pozostańmy tylko przy tekście.
„Kod wzgórza świątynnego” to wspaniała powieść dla miłośników zagadek oraz historii. Autor w ciekawy i dokładny sposób opisuje starożytne budowle, pozostałości po przodkach i wykopaliska. Może na początku książka wydaje się nudna i bardziej zniechęca nas niż zachęca do przeczytania, przestrzegam Was: nie porzucajcie tej lektury! Po kilkunastu stronach akcja staje się wartka, pojawia się coraz więcej wydarzeń, pytań i zagadek do rozwiązania. Jak wspomniałam we wcześniejszym akapicie; nie brakuje bohaterów – zróżnicowanych bohaterów. Charles Brokaw przybliża także wątek religijny. Będzie on miał w tej książce duże znaczenie. Dotyczy to muzułmanów i ich tradycji.
Książka dzieli się na kilkanaście rozdziałów, a co ciekawe, ich zapis przypomina czasem dziennik. W prawym górnym rogu widnieje napis, a znajduje się w nim dokładna data oraz miejsce, w którym rozgrywa się akcja. Co ciekawe, przedstawiona jest także ulica danego miasta i oczywiście kraj.
„Kod wzgórza świątynnego” polecam przede wszystkim fanom Charlesa Brokawa i oczywiście Thomasa Lourdsa. Znajdziecie w niej kolejne przygody szalonego profesora lingwistyki oraz poznacie kilkoro innych bohaterów. Tym, którzy czytali poprzednie części, myślę, że książka powinna przypaść do gustu. Znajdziecie tutaj wiele ciekawych historycznych tajemnic i staniecie przed pytaniami, nad którymi wielu odkrywców i archeologów się zastanawiało. Lourds zabierze Was w niesamowite miejsca i będziecie mieli okazję poznać kulturę państw wschodu. Nie pozostaje nic, tylko czytać!


8/10

Za możliwość poznania przygody Thomasa Lourdsa dziękuję portalowi Sztukater.pl 



czwartek, 17 kwietnia 2014

Przygody z Cwaniaczkiem - "Dziennik cwaniaczka: Rodrick rządzi"



 


#56
 autor: Jeff Kinney
tytuł: „Dziennik cwaniaczka: Rodrick rządzi”
seria: „Dziennik cwaniaczka”
gatunek: dziecięce i młodzieżowe
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data premiery: 18 lutego 2009r.
ilość stron: 224





Pewnego dnia miałam okazję obejrzeć ekranizację pierwszego tomu z serii „Dziennik cwaniaczka”. Film ogromnie mi się spodobał, dlatego z chęcią sięgnęłam po drugą część – „Dziennik cwaniaczka: Rodrick rządzi”.


Jeff Kinney jest twórcą i projektantem gier komputerowych oraz autorem „Dziennika cwaniaczka”, numeru jeden na liście bestsellerów „New York Timesa”. Dzieciństwo spędził w okolicach Waszyngtonu, a w 1995 roku przeniósł się do Nowej Anglii. Mieszka w południowej części stanu Massachusetts raz z żoną Julie oraz dwoma synami, Willem i Grantem. 

Tytułowy cwaniaczek to oczywiście Gregory Heffley. Chłopiec mieszka w USA, razem z mamą - Susan, tatą - Frankiem i dwoma braćmi. Starszy to Rodrick, młodszy, Manny. Chłopcy uważają, że mama przynosi im obciach… Jeśli chodzi o tatę, to nie ma prawie nic do gadania co do kwestii wychowywania synów. Denerwuje go natomiast muzyka grana przez zespół Rodricka (chłopak ma heavymetalową kapelę). Najlepszym przyjacielem Grega jest Rowley Jefferson. To właśnie z nim chłopiec przeżywa największe przygody.
Jednak coś, od czego Gregory chciałby się odciąć. Rodrick odkrył jego największą tajemnicę i chce wyjawić ją wszystkim znajomym. Jak poradzi sobie z tym Greg?
„Dziennik cwaniaczka” to obrazkowa historia jedenastoletniego chłopca, który zaczyna naukę w gimnazjum. W książce opowiada o swoich przygodach, problemach. To takie swojego rodzaju zwierzenia. Na każdej stronie przeważają obrazki. To świetny pomysł, by je umieścić w książce. Przez połowę lektury śmiałam się nie tak bardzo z opisywanych sytuacji, ale właśnie z rysunków.  Grafikowi należy się ogromny plus! Najbardziej ze wszystkim narysowanych postaci spodobał mi się mały Manny. Gdy tylko na niego spojrzę, to uśmiecham się w duchu. Natomiast, jeśli chodzi o postaci książkowe, to moje serce podbił nie tylko Greg, ale przede wszystkim Rodrick. Autor przedstawił go jako typowego nastolatka (który potrafi przespać 36 godzin bez przerwy).
Książkę czyta się bardzo szybko. W ciągu dwóch godzin można ją całkowicie „pożreć”. „Dziennik cwaniaczka” w wersji papierowej jak i tej zekranizowanej polecam szczególnie młodszym i młodzieży. Można się pośmiać co niemiara!



                                                                              9/10

niedziela, 13 kwietnia 2014

Schmitta opowiadania - "Trucicielka"



 



#55
 autor: Eric – Emmanuel Schmitt
tytuł: „Trucicielka i inne opowiadania”
gatunek: zbiór opowiadań
wydawnictwo: Znak
data premiery: 28 marca 2011r.
ilość stron: 246






Eric – Emmanuel Schmitt jest mi znany z książek takich jak „Oskar i pani Róża”, „Zapasy z życiem”, „Odette i inne historie miłosne” oraz „Kiedy byłem dziełem sztuki”. Ta ostatnia przypadła mi najbardziej do gustu, chociaż inne dzieła także były wspaniałe. Nie ma to jak sięgnąć po coś od ulubionego autora!
Jak można wywnioskować z nazwy, poznamy kilka opowiadań. Będą nimi tytułowa Trucicielka, „Powrót”, „Koncert Pamięci anioła” i „Elizejska miłość”. Przybliżę Wam w skrócie tematykę tych czterech historii.

„Trucicielka”:
Marie Maurestier jest siedemdziesięcioletnią kobietą mieszkającą w miasteczku Saint – Sorlin. Można by rzec, że jest jego główną atrakcją. Media rozpisywały się o niej i robią to nadal. Stało się to przez aferę, jaka wynika z udziałem kobiety. Przypuszczano i oskarżano ją o zabicie swoich trzech mężów i kochanka. Kobieta nie przyznała się do winy i wraz ze swoim adwokatem wygrała proces sądowy. Mimo, że jest niewinna, to mieszkańcy traktują ją zupełnie przeciwnie. Dla nich nadal została jako „trucicielka”. Kiedy do parafii przybywa nowy proboszcz, Marie postanawia wyznać mu prawdę na spowiedzi. Czy naprawdę żałuje swoich grzechów i chce przyznać się do winy? A może jest to manipulacja?

„Powrót”:
Greg jest marynarzem pracującym na statku. Prawie w ogóle nie ma go w domu. Ma cztery córki i żonę, są od siebie bardzo oddaleni. Pewnego dnia na statek przybywa telegram, w którym ktoś napisał, że mężczyzna stracił jedną ze swoich córek. Zaczyna się zastanawiać, która z nich może nią być. Nie może pogodzić się z tym, jak mało czasu poświęcał swojej rodzinie.
Czy będzie już za późno na jakąkolwiek zmianę?

„Koncert Pamięci anioła”:
Na obozie sportowo – muzycznym spotyka się dwóch bardzo uzdolnionych chłopaków. Chris, utalentowany pianista zazdrości prawie wszystkiego Axelowi, wybitnemu skrzypkowi. Rywalizuje i konkuruje z nim kiedy oraz gdzie tylko się da. Chłopak jest ambitny, czasem aż zbyt ambitny… czy przez to może dojść do tragedii, która na zawsze odmieni ich losy? A może zamienią się charakterami i sposobem bycia?

„Elizejska miłość”:
Catherine i Henri są małżeństwem od wielu lat. zawsze byli przy sobie i wspierali się nawzajem. Jednak coś się zmieniło. Od kiedy mężczyzna został prezydentem, kobieta czuje, że ni poświęca jej wystarczającej ilości czasu. Wyznaje mu, że go nie kocha – Henri jest załamany. Czy znajdzie się coś, co może ich pogodzić i pomoże wrócić do dawnych czasów?

Każde z opowiadań porusza trochę inne problemy niż pozostałe, ale wszystkie są wzruszające. Mnie najbardziej spodobało się trzecie, bardzo mnie poruszyło. Daje sporo do myślenia w kontekście rywalizacji.  Przede wszystkim poruszony jest problem miłości, jak w wielu historiach Schmitta. Można to zauważyć w „Elizejskiej miłości”, „Powrocie” i co nieco w „Trucicielce”.  Bohaterowi są ciekawi, każdy inny. Zaczynając od zgorzkniałej, niemiłej Marie poprzez zapracowanego Grega, nieznającego zdrowej rywalizacji Chrisa, a kończąc na zbyt podejrzliwym prezydencie.  Na końcu książki znajdziecie dziennik autora, w którym pan Schmitt opisuje powstawanie książki, przemyślenia i okoliczności jakie się z tym wiązały.
Co więcej mogę powiedzieć o książce? Wydaje mi się, że już raczej nic. Recenzja krótka, ale za to przybliżyłam Wam dokładnie treści opowiadań. Nie chcę spolerować, dlatego tak niewiele napisałam przy swojej opinii. Książkę polecam miłośnikom literatury Schmitta, nie zawiedziecie się. Dodatkowym plusem jest dziennik autora, do którego zachęcam zajrzeć. Można się tam dowiedzieć sporo u samym Ericu – Emmanuelu Schmittcie. 


8/10