piątek, 31 stycznia 2014

RECENZJA: "Orlęta lwowskie"



       037. autor: Jeno Szentivanyi
        tytuł: „Orlęta lwowskie”
        wydawnictwo: Wydawnictwo M
        gatunek: historyczne
        data premiery: 2013r.
        ilość stron: 273


„Pamięci tych wszystkich, którzy życie swe dziecięce oddali za Ojczyznę.”


W dzisiejszych czasach świadomość narodowa jest na niskim poziomie. Wielu młodych ludzi wyjeżdża z kraju w poszukiwaniu pracy, a nawet uczeniu się. Uważają, że w swoim państwie nie ma perspektyw i źle się wiedzie, a poziom życia jest bardzo niski. Być może jest to prawda, ale nie o tym chciałam Wam powiedzieć. Bardzo mało młodych nie wie, ilu ludzi zginęło za nas wszystkich w obronie ojczyzny. Walczyli i ci starsi, ale także ci najmłodsi. Nie zastanawiali się nawet czy sięgnąć po karabin. Za to powinniśmy być im wdzięczni z całego serca. Zaczęłam recenzję tak a nie inaczej, bo „Orlęta lwowskie” to opowieść o polskich dzieciach, które walczyły w powstaniu o wolność Lwowa z Ukraińcami w latach 1918-1919. Najczęściej byli to kilkunastoletni chłopcy oraz dziewczynki w podobnym wieku, którzy nie mieli łatwego dzieciństwa. W dzień chodzili do szkoły, a w nocy walczyli o wolność swojego kraju. Każdy z nich miał ciężkie życie. Byli przyzwyczajeni do takich widoków, jak śmierć kolegów, czy nawet rodziny. Ale przede wszystkim nie poddali się, walczyli do końca.

Jeno Szentivanyi, to  węgierski prozaik, autor powieści młodzieżowych, żył w latach 1909 – 1986. Po ukończeniu trzynastego roku życia towarzyszył swemu ojcu, kapitanowi marynarki handlowej, w rejsach do najdalszych zakątków świata. Debiutował w wieku siedemnastu lat, zainspirowany doświadczeniami zdobytymi podczas swych egzotycznych podróży.

„Orlęta lwowskie” to opowieść o odwadze, sile ducha i patriotyzmie. Najwięcej mowy jest o dzieciach i nastolatkach. Powstanie zostało przedstawione z ich perspektywy. Głównym bohaterem jest Stanisław, który był jednym z pierwszych młodych ludzi, którzy chwycili za broń. Niesamowitą odwagą wykazywali się nie tylko chłopcy, którzy walczyli bezpośrednio na polu bitwy, lecz także dziewczęta. Musiały myśleć o jedzeniu, chronieniu młodszych od siebie zajmowaniu się rannymi. Ich męstwo i poświęcenie było niemalże większe niż u dorosłych. To właśnie dzieci wierzyły, że uda się wywalczyć wolność i niepodległość. 

W książce autor przybliża czytelnikowi wygląd świata podczas wojny. Mówi o jego życiu codziennym, wyzwaniach i obowiązkach. To właśnie tutaj można dowiedzieć się, co to prawdziwa siła i jedność. Utwór jest bardzo wzruszający, w niektórych momentach roniłam łzy i wcale się tego nie wstydzę. Pan Szentivanyi w swoim dziele wprowadza niesamowity i niepowtarzalny klimat. Jego bohaterowie są całkiem naturalni. Pomimo tego, iż wokół trwa wojna, to nie mogą zapominać o swoich obowiązkach. Uczą się jak zwykli uczniowie, pomimo trudnych warunków. 

Jest to opowieść o prawdziwej przyjaźni i miłości, także tej rodzicielskiej. Nastolatkowie wspierają się w trudnych chwilach i psychicznie i fizycznie. Niejeden uratował życie drugiemu. Dodatkowo, świat przedstawiony przez ich pryzmat wydaje się zupełnie inny, lecz realia nadal pozostają takie same. Uważam, że dzieła takie jak „Orlęta lwowskie” powinny zostać wprowadzone do lektur szkolnych. Takie książki powinien czytać obowiązkowo każdy Polak! Przypomni nam o świadomości narodowej i daje wiele do myślenia. Być może na pierwszy rzut oka wyda nam się, że utwór jest nudny. Od razu zaprzeczam tej sugestii. Akcja jest wartka i jakże ciekawa. Pojawia się wielu bohaterów, ale nie są oni bardzo szczególnie przedstawiani. Wszystkiego o nich dowiadujemy się z dialogów, lub z ich zachowania. Charakterystyka przedstawiona jest pośrednio. Autor skupia się w dużej mierze na opisach miejsc i sytuacji, co uważam za rzecz pozytywną. Jednym minusem może być to, iż trzeba sie bardzo skupić, by zrozumieć fabułę książki. Nie należy ona do tych lekkich, w których nie trzeba zbytnio uruchamiać myślenia. Ale to już zależy od gustu czytelnika. 


„Słodko i chwalebnie jest umrzeć za ojczyznę.”


Książkę polecam wszystkim Polakom. Jak wspomniałam wcześniej, każdy z nas powinien ją przeczytać. Po zrobieniu tego wiele rzeczy może nam się wyjaśnić. Większość z nas, młodych narzeka na państwo, ale któż inny, jak nie my może to zmienić? Na koniec wysunie Wam się wiele refleksji, tak jak mnie, czego oczywiście Wam życzę.

9/10

 Za możliwość poznania wspaniałej historii małych bohaterów dziękuję portalowi Sztukater.pl


wtorek, 28 stycznia 2014

RECENZJA: "Hobbit - czyli tam i z powrotem"



       036. autor: John Ronald Reuel Tolkien
        tytuł: „Hobbit – czyli tam i z powrotem”
        wydawnictwo: Amber
        gatunek: fantasy
        data premiery: 21 września 1937
        ilość stron: 288

Książką, którą zrecenzuję jest utwór autorstwa  J.R.R. Tolkiena, pt. „Hobbit – czyli tam i powrotem”. Lektura należy do gatunku fantasy, została wydana 21 września 1937 roku. Jak można zauważyć, pomimo, iż ma tak wiele lat, to nadal jest chętnie czytana przez młodzież, a nawet dzieci. John Ronald Reuel Tolkien był angielskim filologiem i pisarzem. Jest autorem trylogii „Władca Pierścieni”, „Dzieci Hurina”, czy „Hobbit – czyli tam i z powrotem”.  Stał się jednym z prekursorów współczesnej literatury fantasy.

Bohaterem książki jest tytułowy hobbit – Bilbo Baggins, którego niespodziewanie spotykają niezwykłe rzeczy. Mieszka sobie spokojnie w swojej jamie, gdzie nikt mu nie przeszkadza. Nie lubi        z niej wychodzić ani na chwilę,  nie toleruje także zbytniego towarzystwa. Jest domatorem. Pewnego razu odwiedza go stary czarownik Gandalf, który proponuje mu przygodę jego życia. Niedługo później pojawia się u niego wiele krasnoludów. Hobbit zgadza się wyruszyć razem z nimi w drogę, ale nie spodziewał się, że będzie ona aż tak niebezpieczna i pełna zagadek. Celem wyprawy jest znalezienie smoka Smauga i odebranie mu drogocennego skarbu.

Książka wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Powodem tego jest prosty język, którym została zapisana. Myślę, że autor kieruje tę książkę dla młodzieży, toteż dlatego tak łatwo się ją czyta. Pojawiło się wiele opisów miejsc, w których przebywali bohaterowie. Są one długie, ale jakże szczegółowe! Uważam to oczywiście za plus. Dzięki nim łatwo można wyobrazić sobie jak wygląda świat opisany przez Tolkiena, bohaterowie oraz różne dziwne stworzenia, które pojawiły się w tejże książce.

Każdy z bohaterów różnił się od siebie wyglądem zewnętrznym jak i wewnętrznym. Myślę, że nie pojawiło się wiele cech wspólnych u tych wszystkich postaci. Najbardziej spodobało mi się to, iż autor wplótł w utwór tak wiele ciekawych stworów. Pojawił się tutaj hobbit, smok, czarodziej, ale również krasnoludy, elfy, trolle i gobliny. Najbardziej spodobał mi się Gollumb, który zamieszkiwał jaskinię. Wydał mi się bardzo osamotniony, czego przykładem jest sposób w jaki się do siebie zwraca. Ogromnie rozśmieszyła mnie sytuacja, kiedy bawił się w Bilbem w zagadki. 

Tytułowy hobbit jest przykładem bohatera dynamicznego. Z domatora, który nie wychodzi z domu i nie lubi przyjmować gości staje się odważnym i otwartym na innych stworzeniem. To właśnie jemu wiele zawdzięczamy w książce. Mam na myśli znalezienie Jedynego Pierścienia. Pomagał swojej drużynie w wielu ciężkich sytuacjach, wspierał ich i psychicznie i fizycznie.

Książkę „Hobbit – czyli tam i z powrotem” polecam wszystkim miłośnikom fantasy. Gwarantuję Was, że nie będziecie się nudzić, a magiczny świat oczaruje Was swoim pięknem. Poznacie wiele postaci, gdzie każda z nich reprezentuje inne środowisko oraz zupełnie inny sposób bycia. Tajemnice, które są samą kwintesencją utworu sprawią, że ze strony na stronę będziecie chcieli wiedzieć coraz więcej i więcej! Nie zorientujecie się nawet, a po trzech dniach przeczytacie lekturę. 


7/10

sobota, 25 stycznia 2014

RECENZJA: "Single"



   035: autor: Meredith Goldstein
           tytuł: „Single”
           wydawnictwo: Wydawnictwo M
           gatunek: społeczno-obyczajowe
           data premiery: 2013r.        
           ilość stron: 233

Każdy z nas przynajmniej raz w życiu spotkał się z określeniem „singiel”. Kim jest taka osoba? Nie koniecznie samotna, przede wszystkim niezależna i wola od zobowiązań. W ostatnim czasie bardzo modnie jest być taką osobą. Meredith Goldstein w swojej pierwszej książce przybliża nam problemy takowych osób. Mogłoby się wydawać, że ich nie mają. Przecież nikt od nich nic nie wymaga, są woli? Niby tak, ale można się tutaj mylić.

Historia opowiada o grupie trzydziestoletnich singli, którzy spotykają się na ślubie swojej koleżanki z college’u.  Bee – panna młoda nie wie gdzie ich ulokować. Niektóre osoby po prostu nie mogą obok siebie siedzieć! Hannah nie może przejść obok swojego byłego chłopaka Toma, który przybędzie na uroczystość ze swoją nową dziewczyną. Vicky nie może siedzieć sama, ponieważ jej depresyjny nastrój jej na to nie pozwoli. Ale co zrobić z Robem i wujkiem Joyem? Bee po wielu godzinach przemyśleń w końcu ustala wszystkie miejsca i ma nadzieje, że w tym długo wyczekiwanym dniu wszystko dobrze się ułoży. Jej przyjaciele są bardzo „nieogarnięci” – wszyscy znają się bardzo dobrze, a mimo tego nie wiedzą jak zachować się w swoim towarzystwie. Samo wesele wywiera wiele emocji na tych znajomych, ale to, co przynosi noc, jest zupełnie nieoczekiwanym zdarzeniem. Każdy singiel znajduje sobie jedną osobą, z którą chce spędzić czas.

Gdyby zgłębić się bardziej w opowieść pani Goldstein, to książka okazałaby się bardzo płytkim utworem – dlatego też nie będę tego robić. Niewątpliwie nie należy do takich, które nauczyłyby nas czegoś w życiu, jest po prostu lekka i sprawia, że przy każdej stronie można co chwilę uśmiechać się pod nosem. Opowieść jest komiczna, pełna zwrotów akcji i wielu ciekawych scen. W kilku momentach byłam zdziwiona tym, co robią bohaterowie. Mieli swoje trzydzieści lat (a nawet więcej) a zachowywali się jak dzieci. Nie umieli podołać najprostszym problemom. Gdyby przyjrzeć się temu bardziej, to można byłoby stwierdzić, że są po prostu zagubieni. Wszystko działo się szybko – pojawiło się bardzo dużo nieprzemyślanych zachowań bohaterów. Cała fabuła książki jest skupiona na przygotowaniach do ślubu, samej uroczystości, imprezie oraz nocy. Nikt ze starych znajomych nie spodziewałby się, że w ciągu jednej doby będzie zadawał sobie tyle pytań dotyczących miłości i przede wszystkim przeszłości. Dzieje się tak, ponieważ spotkali osoby, z którymi kiedyś łączyło ich coś więcej. Spodobał mi się sposób, w jaki autorka zastanawia się nad sensem miłości, a nawet samego życia.

Pani Goldstein przedstawiła książkę w nietypowy sposób. Każdy rozdział dotyczył innego bohatera, ale nie był pisany bezpośrednio z jego punktu widzenia. Narracja nadal była trzecioosobowa, ale te kilka stron poświęcała tylko tej jednej postaci. Za to należy się plus. Wszyscy bohaterowie różnili się od siebie. Pod względem charakteru oczywiście, bo o wyglądzie prawie nic nie wiadomo. Jedni byli wybuchowi, chwytali życie, niczym się nie przejmowali, a inni za bardzo przejmowali się swoim życiem. Uważam, że większa część książki jest skupiona na Haanah – przyjaciółce Bee. To właśnie jej problemy są najbardziej brane na tapetę, ale to także ona najwięcej narozrabiała. Powiem, że przy rozdziałach zatytułowanych „Hannah” najwięcej się śmiałam. Myślę, że inni czytelnicy także. Jak wspomniałam wcześniej, książka opowiada o problemach dotyczących singli. Jak się okazuje, ich życie nie jest usłane różami. Oni także doznali kiedyś miłości. Jedni stracili ją przez swoje zachowanie, a niektórzy sami spowodowali, że została im „odebrana”.

Utwór bardzo dobrze nadaje się na chwile, kiedy czytelnik chce się zrelaksować i przeczytać coś lekkiego, bez większego przekazu. Książka ma w sobie wiele humoru, zwrotów akcji i ciekawych bohaterów. Dodatkowo, została zapisana w bardzo ciekawy sposób. Nie jest obszerna, przecież dwieście trzydzieści trzy strony można pochłonąć w dwa dni. Mogę ją polecić młodym czytelnikom, jak i tym starszym. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

 7/10
 
Za możliwość poznania historii singli dziękuję portalowi Sztukater.pl 


środa, 22 stycznia 2014

RECENZJA: "Zapasy z życiem"



            034. autor: Éric – Emmanuel Schmitt
          tytuł: „Zapasy z życiem”
          gatunek: powieści i opowiadania
          wydawnictwo: Znak
          data premiery: 2010r.
          ilość stron: 80





           Każdy z nas miewa chwile, kiedy zastanawia się nad sensem swojego życia. Dokąd zmierzamy, co chcemy robić w przyszłości, czy znajdziemy przyjaciół, a nawet miłość? Jak zaakceptują nas inni ludzie? Te pytania często nasuwają się na myśl. Każdy z nas jest inny, tak więc padają różne odpowiedzi – jeśli w ogóle padają. Są przede wszystkim zależne ode naszego życia. Niektórzy są ubodzy materialnie, ale za to bogaci duchowo, niektórzy zaś na odwrót. Jedni kierują się sercem – inni dobrami materialnymi. Jakby nie wyglądało nasze życie, musimy posiadać wiarę w siebie i swoje  możliwości. Dlaczego zaczynam recenzję akurat takimi słowami? Otóż, są one jednymi z pierwszych, które nasunęły mi się na myśl po przeczytaniu „Zapasów  z życiem” jednego z moich ulubionych autorów. Éric – Emmanuel Schmitt zachwycił mnie książkami takimi jak „Kiedy byłem dziełem sztuki”, „Odette i inne historie miłosne” lub bardzo dobrze znanym „Oskarem i Panią Różą”. Kiedy dowiedziałam się, że koleżanka posiada jego utwór zaraz po niego sięgnęłam. 

Książka opowiada o dziesięcioletnim Juno, który uciekł z domu po śmierci ojca. Chłopak musiał radzić sobie sam. Nie miał wsparcia w matce, bo, jak sam twierdził, kochała każdego tak samo i nie widziała w nim nikogo więcej. Trafił do miasta, gdzie zaczął sprzedawać tandetne towary, by móc się utrzymać. Pewnego dnia poznaje Shomintsu, od którego dostał zaproszenie na pokaz walk sumo. Wykpił go i zrezygnował z zaproszenia. Mężczyzna jednak nie poddaje się i próbuje ponownie zachęcić młodzieńca na zawody. Jun zgadza się i pojawia na miejscu. Do całego zdarzenia podchodzi bardzo pesymistycznie, jednak powoli walka wciąga go. Niedługo potem zostaje uczniem w szkole Shomintsu.

Bohaterem, wokół którego rozgrywa się cała akcja jest oczywiście Jun. Chłopak ma ciężkie życie. Żyje sam. Uciekł z domu po śmierci ojca. Nie mógł sobie z tym poradzić. Dodatkowym zmartwieniem, jakby nie było, była dla niego matka. Jak powiedział, kochała wszystkich tak samo, a ludzie uważali ją za Anioła. Jak później się okazało, jego mama nie zachowywała się tak bez przyczyny, ale tego dowiecie się czytając „Zapasy z życiem”. Chłopak miał w sobie pewną skorupę. Na zewnątrz był zimny, szorstki, nieprzyjemny i udawał, że niczym się nie przejmuje, niczego mu nie brakuje. Nie muszę mówić, że tak oczywiście nie było. W środku był osamotnionym dzieckiem, które bało się wielu rzeczy, był kruchy i bał się komukolwiek zaufać. Posiadał w sobie pewnego rodzaju blokadę psychiczną. Przede wszystkim jest przykładem bohatera dynamicznego. Jego zmiana jest dokładnie widoczna, kiedy pod koniec książki „sumuje” swoje życie – jego cele, marzenia i pragnienia. Nie brakuje mu już wtedy wiary w siebie.

Utwór jest wielowątkowy, powiedziałabym też, że uniwersalny. Autor porusza sprawę wielu problemów, ale w pośredni sposób. Żeby zrozumieć tę książkę, trzeba się w nią dokładnie wczytać i przeanalizować jej problematykę. Posiada swoje wspaniałe filozofie i prawdy życiowe. Podziwiam pana Schmitta za jego wyobraźnię oraz inteligencję, którą włożył w tę powieść.  Mało komu udaje się stworzyć tak cudowne dzieło, które miałoby taki przekaz. Na pozór wszystko wydaje się banalne, bo co może mieć w sobie osiemdziesięciostronicowa książeczka? Okazuje się, że bardzo dużo.

Książkę polecam wszystkim , których inspiruje Éric – Emmanuel Schmitt. Nie słuchajcie negatywnych opinii tych, którzy nie rozumieją tego dzieła. Utwór jest krótki, w pewnych momentach zabawny, ale przede wszystkim bardzo mądry. Dzięki Junowi dowiecie się jak przebrnąć przez życie w pewnych jego momentach. Dowiecie się, co to prawdziwa miłość, poświęcenie i zaufanie. Poznacie magię czasu i to, jak człowiek może zmienić perspektywy swojego życia. Szczerze polecam!

9/10