„Tańcząc
na rozbitym szkle”
„Twój uśmiech jest moją tęczą, twój śmiech jest moim domem, twój dotyk jest moim domem...”
Nie
wszystko w życiu się układa. Niekiedy pojawiają się komplikacje, na które nie
mamy wpływu. Można by powiedzieć siła
wyższa. Czasem dotyczą problemów finansowych, materialnych, zdrowotnych.
Nie wszyscy potrafią sobie z nimi poradzić, ale są i tacy, którzy nauczyli się
z nimi żyć. Nawet wtedy, kiedy wiedzą że są skazani, a ich życie to taniec na rozbitym szkle.
Lucy
Houston i Mickey Chandler pewnie wcale nie powinni się w sobie zakochiwać, a
tym bardziej myśleć o małżeństwie. Oboje są obciążeni genetycznie – on cierpi
na chorobę afektywną dwubiegunową, kobiety w jej rodzinie jedna po drugiej
zapadają na raka piersi. Kiedy jednak w dniu dwudziestych pierwszych urodzin
Lucy drogi jej i Mickeya przecinają się, oboje wiedzą, że to spotkanie odmieni
ich życie.
Pełni obaw i wątpliwości, Lucy i Mickey są gotowi zrobić wszystko, by ich związek przetrwał – spisują nawet jego reguły. On zobowiązuje się regularnie przyjmować leki. Ona nie będzie obwiniać Mickeya o to, co nie podlega jego kontroli. Oboje przyrzekają sobie wierność i cierpliwość. Jak w każdym małżeństwie, zdarzają im się lepsze i gorsze – a czasami koszmarnie złe – dni. Załamani kolejnym nawrotem choroby, podejmują dramatyczną decyzję: nigdy nie będą mieć dzieci. Kiedy jednak Lucy podczas rutynowej kontroli dowiaduje się, że jest w ciąży, reguły przestają się liczyć, a Lucy i Mickey muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Pełni obaw i wątpliwości, Lucy i Mickey są gotowi zrobić wszystko, by ich związek przetrwał – spisują nawet jego reguły. On zobowiązuje się regularnie przyjmować leki. Ona nie będzie obwiniać Mickeya o to, co nie podlega jego kontroli. Oboje przyrzekają sobie wierność i cierpliwość. Jak w każdym małżeństwie, zdarzają im się lepsze i gorsze – a czasami koszmarnie złe – dni. Załamani kolejnym nawrotem choroby, podejmują dramatyczną decyzję: nigdy nie będą mieć dzieci. Kiedy jednak Lucy podczas rutynowej kontroli dowiaduje się, że jest w ciąży, reguły przestają się liczyć, a Lucy i Mickey muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Pisząc
debiutancką powieść, Ka Hancock inspirowała się historiami swoich pacjentów. Z
zawodu jest pielęgniarką i dyplomowanym psychologiem. Ma czwórkę wspaniałych
dzieci i stale powiększającą się gromadkę wnucząt. Mieszka w Utah.
„Jednym sposobem na uporanie się z żałobą jest przejście przez nią. Musisz wstawać codziennie rano i czekać, aż będziesz mógł położyć się wieczorem, a potem znowu wstawać rano i robić to wszystko jeszcze raz. Aż pewnego dnia zaczynasz czuć grunt pod stopami. W końcu moje spadanie się skończyło. Smutek przestał mnie pustoszyć...”
Na
wstępie powiem, że jest to książka, w której nie brakuje problemów i ciągłych
komplikacji. Zawsze jest jakieś „ale” i obawy o przyszłość. Życia obojga
bohaterów to tak naprawdę walka o przetrwanie. Lucy już raz wyszła z nowotworu,
ale wie, że jego nawrót byłby nie do pokonania. Jej ciągłym zmartwieniem jest
Mickey. Kocha męża i chce dla niego jak najlepiej. Jest przy nim w każdym
stanie choroby, nieważne czy jest to zaawansowane stadium psychozy, czy zwykła depresja.
W
pierwszej części książki poznajemy codzienne życie Lucy i Mickeya oraz
przeszłość o rodziców kobiety. Już od razu w oczy rzucają się sąsiedzi, a
raczej ich stosunek do pary. Uwidacznia się to, że są bardzo lubiani przez
większość ludzi. Lucy opowiada nam o swojej pracy, zajęciu męża oraz o swoich
siostrach. Są one nieodzowną częścią jej życia. Tylko razem tworzą jedność.
Wszystkie trzy – Lucy, Lily i Priscilla.
Kiedy dowiadujemy się o drugiej części utworu? Żeby nie powiedzieć o parę słów za dużo, zdradzę że po tym, kiedy u kobiety zajdą pewne zmiany. Sami zauważycie. Uwaga będzie skupiona tylko na niej.
Kiedy dowiadujemy się o drugiej części utworu? Żeby nie powiedzieć o parę słów za dużo, zdradzę że po tym, kiedy u kobiety zajdą pewne zmiany. Sami zauważycie. Uwaga będzie skupiona tylko na niej.
Bohaterów
pojawiło się całkiem sporo. Oprócz dwójki głównych bohaterów, pod lupę wzięte
były dwie siostry Lucy i parę starych znajomych. Daję słowo, że czytelnik
dogłębnie ich wszystkich poznaje. Czy pojawił się ktoś, kto zdobył moje serce?
Nie jestem tego pewna, ale wiem jedno: jestem pełna podziwu dla niezwykłego
heroizmu Lucy. Pomimo wyroku, który na nią zapadł, nie przestała cieszyć się
życiem i nikomu złemu nie oddała swojego najcenniejszego skarbu. Podobało mi
się, w jaki sposób mówiła o śmierci. Ona się jej nie bała, wiedziała, że
każdego to w końcu dotknie.
Jedyna, co mi przeszkadzało, to niekiedy przesłodzone wypowiedzi. Denerwowało mnie słowo „kochanie”, które zostało użyte co najmniej dwadzieścia razy w jednym rozdziale. Uważam, że autorka mogła chociaż użyć synonimu, zamiast ciągle powtarzającego się wyrazu.
Jedyna, co mi przeszkadzało, to niekiedy przesłodzone wypowiedzi. Denerwowało mnie słowo „kochanie”, które zostało użyte co najmniej dwadzieścia razy w jednym rozdziale. Uważam, że autorka mogła chociaż użyć synonimu, zamiast ciągle powtarzającego się wyrazu.
„Tańcząc
na rozbitym szkle” podzielona jest na rozdziały. Są ciekawie zapisane. To jakby
dwutorowa narracja. Zawsze na początku pochyłą kursywą jest tekst, który pisał Mic. To, co zostało przedstawione
zwykłą czcionką należy do Lucy.
Niektórzy
mogą być przerażeni książką, kiedy tylko zobaczą jak jest obszerna. No cóż,
rzeczywiście, parę kartek w niej jest. Autorka zaopatrzyła ją w dużą ilość
pięknych opisów i wspaniałych dialogów. Zawiera przemyślenia dwójki bohaterów.
Co ciekawe, bardzo często tę samą sprawę postrzegają zupełnie inaczej.
„Tańcząc
na rozbitym szkle” to książka, którą mogę polecić każdej kobiecie. Problemy,
które są w niej zawarte niekiedy mogą spotkać niejedną z nas. Wyjścia z
sytuacji, które wybierali bohaterowie mogą być dla nas wskazówkami. Dodatkowo,
jest cudownie napisana. Parę momentów jest godnych naszych łez. Również ja ich
parę uroniłam. Co prawda, nie da się jej połknąć w dwa wieczory, ale warto po
nią sięgnąć.
„Lucy, każde małżeństwo to taniec, czasem kłopotliwy, czasem dający wiele radości, a przez większość czasu po prostu spokojny. Z Mickeyem zaś czasami będziesz musiała tańczyć na rozbitym szkle.”
9/10
#92
autor: Ka Hancock
tytuł: „Tańcząc na rozbitym szkle”
gatunek: literatura kobieca
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data premiery: 7 lutego 2013r.
ilość stron: 605
autor: Ka Hancock
tytuł: „Tańcząc na rozbitym szkle”
gatunek: literatura kobieca
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data premiery: 7 lutego 2013r.
ilość stron: 605
Chciałabym poznać bliżej tę pozycje jak najbardziej! :))
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji trudno się nie skupić
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie zainteresowała mnie aż tak bardzo historia rodzinna. Zapisuję i muszę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać oprócz tego, że w przyszłym tygodniu będę jej szukać w bibliotece. To problematyczna książka, która niesie w sobie nadzieję - idealna dla mnie.
OdpowiedzUsuńJak na nią trafię to z pewnością przeczytam.
OdpowiedzUsuńPrzez całe moje życie nigdy nie widziałem nic, co działa tak szybko, jak dr Agbazara spell. Po tym, jak skontaktował się z DR. Agbazara, zacząłem wierzyć, że każda moneta ma dwie strony. Kiedy mój kochanek temu przysiągł nigdy nie zobaczyć mnie ponownie opuścił mnie, ale dzięki Bogu, że dzięki pomocy doktora Agbazara zrobiłem mój kochanek z powrotem do mnie w ciągu 48 godzin, a ja chcę uszkodzony innych ludzi serce, aby lekarz Agbazara te części, które znajdują się poniżej e-mail na adres: ( agbazara@gmail.com ) lub za pośrednictwem Whatsapp ( +2348104102662 ), to można zobaczyć cud dr Agbazara
OdpowiedzUsuń