#46
autor:
Jacek Sroka – Ritau
tytuł: „Dzieci sztyletu”
gatunek: kryminał
wydawnictwo: Demart
data premiery: 14 października 2013r.
ilość stron: 413
tytuł: „Dzieci sztyletu”
gatunek: kryminał
wydawnictwo: Demart
data premiery: 14 października 2013r.
ilość stron: 413
„Dzieci sztyletu” czekała bardzo
długo na mojej półce, aż po nią nią sięgnę. Przyczyniło się do tego kilka
czynników. Między innymi to, że książka jest kryminałem, a ja nie przepadam z
tymże gatunkiem. Jest także autorstwa polskiego pisarza, a na nich zazwyczaj
najwięcej razy się zawiodłam. Czy było warto w ogóle sięgać po ten utwór?
Grzegorz Sawicki z zawodu jest
policjantem. Jest dojrzałym i doświadczonym życiowo mężczyzną. Jego losy
dotychczas różnie się toczyły, ale wiedzie spokojne życie. Pewnego dnia w jego
ręce trafia sprawa szkieletu, który zostały znalezione w parku Jalu Kurka.
Jakby się mogło wydawać, nie był to zwykły szkielet. Miał w sobie ukryty
niezwykły sztylet. Sprawę prowadzi wraz z bliskimi znajomymi – sierżantem
Jarosławem Kopackim i kryminolog Anną Pawłoszcze. Po niedługim czasie dochodzą
do wniosku, że mają do czynienia z niebezpieczną satanistyczną sektą. Nie mija
nawet kilka dni, a pojawiają się nowe ofiary. Czy uda im się ocalić młodą
studentkę historii z rąk oprawców?
Jacek Sroka – Ritau z
wykształcenia jest historykiem i dziennikarzem, na co dzień muzykiem. Nie boi
się różnych wyzwań. Napisał podręcznik „Gitara dla najmłodszych”, powołał do
życia sztukę teatralną „Uczyń mnie drzewem”, do której skomponował również
muzykę oraz stworzył rock – operę „Santo Subito”. „Dzieci sztyletu” to moje
pierwsze spotkanie z panem Sroka – Ritau.
„Tropienie zbrodni jest jak gra w szachy z przestępcą. Wygrywa ten, kto w krytycznym momencie przewidzi ruch przeciwnika.”
Książkę przeczytałam w niespełna
trzy dni. Nie wiedziałam nawet, gdzie podziały się trzy godziny, w ciągu
których czytałam lekturę. Akcja rozgrywała się w Krakowie i na jego obrzeżach.
Cieszy mnie ten fakt, ponieważ jest to blisko moich stron i niekiedy dokładnie
wiedziałam o jakich miejscach mówi autor w książce. „Dzieci sztyletu” czytało
się bardzo szybko. Szczególnie na początku pojawiło się wiele dialogów. Uważam,
że pan Sroka – Ritau trochę chaotycznie zaczął początek kryminału. Nie mogłam
się połapać która postać jest którą. Jednak z biegiem czasu, różne elementy
zaczynały do siebie pasować i układać się niczym elementy puzzli. Prawdziwa przygoda
zaczęła się około stu pięćdziesięciu stron przed zakończeniem utworu. Jednakże,
moim zdaniem, książka nie została zakończona. Nic nie pojawiło się w epilogu, a
szczególnie na niego liczyłam. Zostało kilka niewyjaśnionych spraw i pytań,
które nie doczekały się swoich odpowiedzi. Plusem za to jest to, że autor ciekawie
wprowadził czytelnika w niemalże każdy klimat danej sytuacji. Pojawiło się
wiele scen grozy, niczym z horroru i przyznam się bez bicia, że niekiedy
naprawdę się bałam. Twórca wykazał się ogromną wiedzą dotyczącą samego Krakowa.
W ciekawym świetle przedstawił grupę satanistyczną. Niektóre fakty pojawiające
się w lekturze okazały się prawdziwe. Było sporo nawiązane do religii
chrześcijańskiej, jak i do samego szatana lub subkultur. Nie myślcie sobie, że
cały czas prowadzone jest śledztwo <schemat-schemat-schemat>. Jest także
dawka nietypowego, zazwyczaj wisielczego humoru ze strony policjantów. Nie
zraźcie się także przekleństwami, które pojawiają się wiele razy.
Martwiła mnie sprawa opisów.
Prawie w ogóle ich nie było. Tylko dialogi, dialogi, dialogi… O głównym
bohaterze dowiedziałam się tylko paru informacji – wiek, okrojony wygląd i trochę
o jego przeszłości. Autor mógł trochę bardziej się rozwinąć na ten temat. To
samo tyczy się pozostałych postaci. Niektóre pojawiały się i po prostu znikały.
Dopiero pod koniec czytelnik mógł się dowiedzieć o jego losach. Uważam, że
gdyby naprawdę pojawiło się więcej opisów miejsc, ludzi i sytuacji, to książka
okazałaby się jeszcze bardziej ciekawa.
Jak dla mnie najciekawszym
bohaterem nie był sam Grzegorz Sawicki, ale ojciec Jacek, Teresa i Maksymilian.
Ojciec Jacek był franciszkaninem, ale przede wszystkim egzorcystą. Kilka razy
wspominał o swojej pracy, przytaczał parę przykładów. Niektóre sytuacje były
wręcz nie do uwierzenia. Teresa to matka, która samotnie wychowuje
nastoletniego Maksa. Kryje przed synem kilka tajemnic, ale ma dobre intencje.
Ma z synem bardzo dobry kontakt, co bardzo mi się spodobało. Sympatyczny był
sam sposób, w jaki ze sobą rozmawiali.
Ogólnie rzecz biorąc, był to
pierwszy kryminał, który naprawdę mi się spodobał. Owszem, pojawiło się kilka
minusów, ale książka jest naprawdę dobra. Przedstawia Kraków w niecodziennym
świetle. Historia sama w sobie jest naprawdę ciekawa. W paru momentach budzi w
czytelniku uczucie grozy. Jacek Sroka – Ritau wykonał naprawdę „dobrą robotę”. Polecam
ją przede wszystkim tym, którzy lubią historię i różne stowarzyszenia
religijne. Zapewniam Was, że znajdziecie tutaj coś dla siebie. Lektura będzie
dobra także dla tych, którzy nie boją się mrożących krew w żyłach przygód. „Dzieci
sztyletu” czyta się bardzo szybko. Niech Was nie zwiedzie początkowa nuda, bo później
będzie się działo o wiele więcej!
8/10
Za możliwość przeczytania kryminału dziękuję portalowi Sztukater.pl
Przyznam się,że jeszcze nie czytałam kryminału, w którym akcja osadzona jest w Polsce...Muszę to kiedyś zmienić.
OdpowiedzUsuńPomimo kilku minusów, skusiłabym się na tę książkę. Ciekawa fabuła.
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam kryminału polskiego autora, o tej nawet nie słyszałam, a brzmi fajnie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi super, ja się piszę na nią :)
OdpowiedzUsuńJaki wszechstronny autor: powieść, sztuka teatralna, rock-opera, podręcznik? Wow. ;)
OdpowiedzUsuń"Podobno była też również ambitna, czasami zbyt ambitna..." - Dodałaś przypadkiem jedno słowo, czy w książce jest "też również"?
Cytat się zgadza całkowicie, bez żadnych dodatkowych słów ;)
UsuńZapowiada się nieźle, ale na razie mam fazę na obyczajówki ;D
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej pozycji, ale zapowiada się naprawdę interesująco. Czy tylko mi na tej okładce przeszkadza wiszący w powietrzu sztylet? :)
OdpowiedzUsuń