poniedziałek, 10 listopada 2014

Marianne Curley - "Straż" Tom I



„Straż” Tom I


Przechodząc w bibliotece obok książek gatunku fantasy, natknęłam się na tę oto książkę. Co mnie w niej zainteresowało? Bardzo ciekawa okładka i opis z tyłu książki, który zachęcił mnie do przeczytania lektury. Książka jest obszerna, co dało jej u mnie jeszcze większe „szanse”. Spodziewałam się ciekawej, mocno rozwiniętej fabuły i akcji, która w wielu momentach zabierze mi potrzebny tlen do oddychania. Czy tak było? Przeczytajcie recenzję.
Ethan miał zaledwie cztery lata, kiedy została zamordowana jego starsza siostra, Sera. Teraz, dwanaście lat później, Ethan prowadzi podwójne życie. Z jednej strony jest zwyczajnym uczniem liceum w australijskim mieście Angel Falls. Z drugiej – niezwykle utalentowanym agentem organizacji nazywanej Strażą – strażnikiem czasu, którego misją jest chronienie historii. Nie wolno dopuścić, aby samolubna, nieobliczalna potęga zmieniła bieg przeszłych wydarzeń, aby w przyszłości ugruntować swoją władzę. Tymczasem jednak Ethana spotyka zaszczyt, połączony z wielką odpowiedzialnością: zadanie wyszkolenia nowej Strażniczki. Gdyby jeszcze nie była młodszą siostrą jego byłego najlepszego przyjaciela…
       Isabel prawie już zapomniała o chłopaku, w którym podkochiwała się jako dziecko. Nie widziała go od czasów, kiedy pokłócił się z jej bratem. Oczywiście o dziewczynę, piękną Rochelle, która wybrała Matta zamiast Ethana! Ale to nie ma znaczenia – Ethan i tak nie zauważa istnienia Isabel… Aż do dnia, kiedy przypadkowe zdarzenie postawiło jej świat na głowie. Czy to początki choroby psychicznej, czy też jest obdarzona jakimiś dziwnymi mocami? I co ma znaczyć to, że Ethan nagle szuka jej towarzystwa?
Marianne Curley urodziła się 20 maja 1959 w Windsor w stanie Nowa Południowa Walia. W 1988r. przeprowadziła się wraz z rodziną do Coffs Harbour, gdzie podjęła pracę nauczycielki w Coffs Harbour Technical College. Marianne Curley jest autorką powieści fantasy przeznaczonych dla młodzieży. W 2000 r. wydała pierwszą powieść – „Old Magic”, za którą w 2004 r. otrzymała wyróżnienie International Reading Association. W latach 2002 - 2005 wydała trylogię „Guardians of Time”, również wyróżnioną przez International Reading Association.

„-Jestem człowiekiem. Błądzenie leży w naszej naturze.”

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest dwutorowa narracja w utworze. Osobiście bardzo lubię, kiedy wydarzenia przedstawiane są z perspektywy dwóch różnych bohaterów, a najlepiej gdy są nimi chłopak i dziewczyna – zupełnie jak w „Straży”. Ethan i Isabel, co mnie zdziwiło, nie są tak zupełnie różni od siebie. Owszem, dzieli ich wiele. Między innymi postrzeganie świata czy decyzje, jaki podejmują. Ethan stara się nad sobą panować, jest spokojny, inteligentny, opiekuńczy i odważny. Niekiedy wpadają mu do głowy pomysły, przez które niejeden raz mógł stracić życie lub zostać wydalonym ze Straży. Isabel jest dziewczyną ciekawą świata. Pewnego dnia zauważa, że dzięki zwykłemu dotykowi uzdrowiła obficie krwawiący palec. Dziwne? Tak oto dowiedziała się o istnieniu czegoś paranormalnego. Dzięki pomocy ze strony chłopaka, została przyjęta do Straży.
Patrząc na schemat utworów owego gatunku, spodziewałam się, że na miejscu obok strzeżenia historii i czasu będzie wątek miłosny. Ku mojemu zaskoczeniu… wcale go nie było. A jeśli był, to w niewielkiej ilości. Oczywiście byłam pewna, że między Ethanem i Isabel zaiskrzy. Poniekąd się nie pomyliłam, bo uczucia, które dziewczyna żywiła do chłopaka w dzieciństwie odżyły. Zła strona jest taka, że on ich nie odwzajemniał. Stawiał na „przyjaźń”. Zupełnie niespodziewanie narodziło się coś między Isabel i Nauczycielem Ethana – Arkarianem. Co? Niestety nie mogę Wam tego zdradzić. Wszystkiego dowiecie się, czytając pierwszy tom serii „Strażnicy Veridianu”.

„Żałowałam, że nie jestem myślowidzącą i nie mogę zobaczyć, co dzieje się w jego umyśle, ale w sumie nie miałam przekonania, czy to byłby najlepszy pomysł. Wyobraźcie sobie te głupoty, które przychodziły mu do głowy.”

Głównym wątkiem utworu było ratowanie historii i przeszłości przez bohaterów. Przyznam, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim. Jestem pozytywnie zaskoczona wyobraźnią i pomysłowością autorki. Tylko szkoda, że był niedostatecznie rozwinięty. Miałam nadzieję, że akcje ratunkowe będą się pojawiały co chwilę, a było ich raptem… cztery? W porywach do pięciu. Uważam, że gdyby pani Curley „wrzuciła” ich do książki trochę więcej, to nic by się nie stało.
Książka jest obszerna, ale patrząc z perspektywy przeczytania jej, wszystko to zmieściłoby się w trzystu stronach. Po takiej kobyle spodziewałam się rozwiniętych opisów miejsc, przygód, bohaterów, a tymczasem niezupełnie tak było. Nawet nie wiem jak wyglądali Ethan i Isabel, nie mówiąc już o pozostałych bohaterach (których notabene pojawiło się całkiem sporo). Autorka skupiła się tylko na Arkarianie, który miał „fiołkowe oczy i szafirowe włosy oraz był nieśmiertelny”. Takie małe chochliki w książkach naprawdę rażą mnie w oczy. Lubię wiedzieć jak wygląda bohater, o którym czytam przez ponad czterysta stron. To samo tyczy się przygód. Nie były rozwinięte. Uważam, że to, co przedstawiła kreatorka powieści jest jedynie ich delikatnym zarysem. Mogę się jedynie nie przyczepić do bitwy z ostatnich stron, którą mogę uznać za dobrą. Czas i miejsca historyczne, do których przenosili się bohaterowie musiały być niezwykle ciekawe. Średniowiecze, panująca dżuma… utwór byłby o wiele ciekawszy, gdyby były opisy miejsc.
Wszystko działo się o wiele za szybko. Pojawiał się nie do rozwiązania, multum dręczących i męczących pytań, a po chwili jednemu z bohaterów do głowy wpadała cudowna myśl, rozwiązująca wszystkie zagadki. Powinno pojawić się parę tajemnic, na które nie było rozwiązania, a bohaterzy mogliby się trochę bardziej pomęczyć. Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo wiele sytuacji okazało się sztucznych. Żeby tyle nie narzekać, powiem, że pojawiły się sytuacje, w których autorka mnie zaskoczyła. Były dokładnie dwie takie. A szkoda, bo pomysł na książkę jest naprawdę dobry.
Pierwszy tom trylogii „Strażnicy Veridianu” pomimo wszystko, zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Sam pomysł i fabuła książki były dobre. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale cóż. Bohaterowie to zwyczajni ludzie, których moglibyśmy spotkać na ulicy. Jest jeden wątek, na którym skupia się uwaga. Książkę polecam wszystkim fanom fantasy. Nie spodziewajcie się po niej zbyt wiele. Potraktujcie ją jako lekką lekturę na długie zimowe wieczory. A ja, dając szansę pani Curley postaram się w najbliższym czasie sięgnąć po drugą część trylogii – „Mrok”.
 
7/10


#99
autor: Marianne Curley
tytuł: „Straż” Tom I
seria: „Strażnicy Veridianu”
gatunek: fantasy
wydawnictwo: Jaguar
data premiery: 4 maja 2011r.
ilość stron: 432

7 komentarzy:

  1. Hm.. Może się skuszę i przeczytam. [ Aleja Recenzji ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam tej serii, nawet jej nie kojarzę, ale to coś dla mnie. Ja też lubię narrację dwuosobową i to mnie tym bardziej przekonuje do książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Okropna, okropna okładka, ale mnie zaciekawiłaś. Całkiem możliwe, że kiedyś po ten tytuł sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ciekawy pomysł na bloga:) Czegoś tak fantastycznego jeszcze nie widziałem :P Książki :D TO JEST TO!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa seria do pokochania! :)

    OdpowiedzUsuń