czwartek, 21 listopada 2013

RECENZJA: "Bale maturalne z piekła"



        016. autor: Meg Cabot, Stephenie Meyer, Kim Harrison, Lauren Myracle, Jaffe Michele
         tytuł: „Bale maturalne z piekła”
         gatunek: paranormalny romans
         wydawnictwo: Amber
         rok wydania: 13 stycznia 2010
         ilość stron: 297

„Bale maturalne z piekła” to dość nietypowa książka pod względem zapisu. Nie jest to jedna opowieść, lecz kilka zamieszczonych w utworze. Jeszcze nigdy się z taką nie spotkałam, no ale cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Pierwsza historia jest autorstwa Pani Stephenie Meyer, znaną ze „Zmierzchu”, którego nie czytałam. Opowiada o kilku przyjaciołach, którzy są na szkolnym balu. Każdemu z nich towarzyszy nieszczęście. Nie wynika ono samo z siebie. Jego rodzicielka jest niejaka Sheba, która jest demonem. Z całych sił stara się zniszczyć wszystkim imprezę. Jej plan jest doskonały, ale czy pozostanie taki nadal, kiedy pozna olśniewającego Gabe’a? Czy nawet demon jest w stanie zapanować nad uczuciem? Szczerze mówiąc, historia Pani Meyer spodobał mi się najbardziej. Bardzo chciałabym kiedyś móc przeczytać dokończenie tej historii.. Jeśli chodzi o akcję, to była dla mnie całkiem zrozumiała, do bohaterów nie mam większych zastrzeżeń. Wywołali we mnie raczej pozytywne emocje.

„Córka likwidatora” Meg Cabot. Uwielbiam tę autorkę! Miałam przyjemność wcześniej poznać jej książki, takie jak „Dziewiąty Klucz”, „Chłopak z sąsiedztwa”, czy genialne „Kiedy chłopak poznaje dziewczynę”. Po raz kolejny chylę czoła Pani Cabot. Ogromnie podobało mi się to, iż można było poznać różne punkty widzenia sytuacji. Każdy bohater przedstawiał swoje poglądy. Akcja była ciekawa i zrozumiała. Chyba nie muszę mówić jak bardzo spodobał mi się Adam i samo zakończenie.

Kim Harrison i „Madison Avery i Żniwiarz ciemności”. Przyznam, że z tą autorką styczność mam pierwszy raz. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Tutaj akcja była dość zawiła i trochę niezrozumiała. Najpierw był jeden bohater, potem, niewiadomo skąd pojawiałam się drugi. Mała mieszanina. Jednakże spodobała mi się przebiegłość i pomysłowość autorki w przedstawionej historii. Uważam, że skupiła się bardziej na opisach sytuacji niż na dialogach, czy opisach wyglądu zewnętrznego bohaterów. Prawda jest taka, że w każdym opowiadaniu brakowało mi opisu zewnętrznego. Pojawił się on jedynie w małej mierze w historii „Piekła na ziemi”. Muszę też dodać, że zakończenie mi się zupełnie nie podobało. Było nieskończone, brakowało wielu elementów…

Kolejną opowieść przedstawia Lauren Myracle w „Bukieciku”. Z tą autorką także nie miałam przyjemności się spotkać. Histria opowiada o trójce przyjaciół, gdzie dwoje z nich jest w sobie zakochanych. Frankie niecierpliwie czeka, aż Will zaprosi ją na szkolny bal. Wybierają się do wróżki, która przepowiada im przyszłość. Jak się wkrótce okazuje – nie całkiem odległą. Dziewczyna po wizycie zabiera ze sobą tytułowy bukiecik. Domyślamy się, że będą przez niego tylko same problemy. Przez swoją desperację dziewczyna popełnia nieodwracalny błąd. Czy będzie mogła go naprawić? I znowu niedokończone zakończenie. Akcja była tak bardzo napięta, iż spodziewałam się, że autorka przedstawi an końcu rozwiązanie całego problemu. Tak się nie stało, zawiodłam się na Pani Myracle. Bohaterów było całkiem niewielu, więc sytuacje były dla mnie zrozumiałe. Z każdej strony na stronę akcja była coraz bardziej napięta. Podobało mi się to, póki nie przeczytałam „zakończenia”. Pozostało tajemnicze i nierozwiązane.

Ostatnią historią jest opowiadanie „Superdziewczyny nie płaczą” autorstwa Michele Jaffe. Główną bohaterką jest osiemnastoletnia Miranda, która ma nadprzyrodzone zdolności fizyczne i psychiczne/mentalne. Podczas pracy poznaje czternastoletnią Sibby, która nieźle namiesza w jej życiu. O balu szkolnym była niewielka wzmianka. Kontrowersyjną postacią jest nastoletnia Sibby. Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego tak uważam, musicie koniecznie przeczytać historię przedstawioną przez Panią Jaffe. Jeśli chodzi o akcję, to nie mam zarzutów. Dużo się działo, nie było nudy. Bohaterów było niewielu, przez co opowiadanie było przejrzyste. Autorka bardziej skupiła się na dialogach, co nie było złe. Darowała sobie długie opisy miejsc i, jak zwykle, opisy bohaterów. Ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić, czytając poprzednie opowiadania.

Książkę polecam czytelnikom, którzy lubią mroczne historie z dodatkiem wątku miłosnego. Mam tutaj na myśli miłośników paranormal romance.

„Bale maturalne z piekła” dostają ode mnie 7/10 gwiazdek!

4 komentarze:

  1. Nie wiedziałam, że Stephanie Meyer napisała jakieś opowiadanie. To ciekawe, muszę się rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie darzę tej autorki zbyt wielką sympatią i nie czytałam wcześniej jej żadnej książki. Co do opowiadania, to bardzo mi się podobało (:

      Usuń
  2. Mi się najbardziej podobały opowiadania "Bukiecik" i "Madison Avery..." :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że kiedyś czytałam - nie jestem pewna czy w całości i co o niej wtedy sądziłam... Ale chętnie przeczytam jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń